Skuteczna ochrona dzieci przed deprawacją

Niby temat ograny, wałkowany na wszelkie możliwe sposoby, ale tytuł który zobaczyłem na tyle jest zaczepny, że po raz kolejny zachęcający do hejtu. Tytuł pochodzi z pewnej narodowo usposobionej szmaty, acz nazwy nie podam, bo się wyjątkowo brzydzę.

Oto on:
„Ważny głos biskupów! Skuteczna ochrona dzieci przed deprawacją będzie możliwa, jeśli rodzice zaangażują się w prace rad rodziców”.

Naprawdę taki tytuł dali!

**

Generalnie chodzi o to (sam tekst zawiera tylko trzy, czy cztery cytaty, zero komentarza), że te lubieżne typki z Episkopatu wydały kolejny komunikat „przestrzegający” rodziców przed zgubnymi jakoby skutkami edukacji seksualnej. Może to i nie dziwi, bo przecież dla nich edukacja (wszelaka) to demoralizacja. Człowiek wyedukowany, to człowiek myślący, a człowiek myślący to najgroźniejszy wróg kościoła, istotnie zagrażający jego interesom. Jeśli w ogóle lubi bajki, to woli jednak Andersena, albo braci Grimm, zaś kościelną, biblijną tandetę zlewa zazwyczaj ciepłym moczem. Takiemu więc nie należy ufać, takiego należy zwalczać.

Co do zaś tej edukacji seksualnej (na sama myśl o tym niektórym biskupom ślina z pyska cieknie)… to czytamy w komunikacie:

„Skuteczna ochrona dzieci przed deprawacją będzie możliwa, jeśli rodzice będą nie tylko korzystali ze swoich indywidualnych uprawnień (…) Skuteczna ochrona dzieci przed deprawacją wymaga od rodziców nie tylko wiedzy, ale też zaangażowania (…) Wystawienie dziecka na demoralizujące treści może stanowić naruszenie dóbr osobistych jego i rodziców”

No tak mniej więcej panowie hierarchowie sobie pogrywają.

**

Ale w zasadzie w pewnej kwestii to się z nimi nawet zgadzam. Chodzi o tę ochronę przed deprawacją. Też uważam bowiem, że rodzice powinni chronić swoje dzieci przed deprawacją, korzystając ze wszystkich możliwych sposobów.

Zwracam przeto uwagę, że najprostszą i najłatwiejszą do przeprowadzenia „czynnością ochronną„, jest po prostu natychmiastowe wypisanie dziecka z lekcji religii i zakazanie mu jakimikolwiek kontaktów z księżmi. To pierwszy i podstawowy krok.

Bo Moi Kochani, nie wiem czy sobie zdajecie sprawę z tego, że posyłając dzieci choćby tylko na takie niewinne z pozoru lekcje religii (nie mówię już o dużo poważniejszej nieroztropności jaką jest oddawanie dziecka na służbę do kościoła), narażacie swoje pociechy na wielkie niebezpieczeństwo. Gwałtownie wzrasta prawdopodobieństwo, że zostaną one zauważone i odłowione przez jakiegoś uroczego pedofila w sutannie, i w szybkim czasie otrzymają edukację seksualną wedle jedynie słusznych założeń programowych kościoła katolickiego.

• Pamiętajmy, że od bardzo długiego już czasu, najpoważniejszym i w zasadzie jedynym istotnym zadaniem tej mafijnej organizacji, wcale nie jest – jak mogłoby się wydawać – nauczanie o bogu i jego dziele. Ich zadaniem jest polowanie na świeże mięso! Bezkarne!

I dlatego też Kościół i księża, w tym reprezentujący całe to towarzystwo podstarzali, nader często dzieciolubni, lub pełni sympatii dla dzieciolubnych biskupi, tak bardzo, z takim zacięciem i zaangażowaniem zwalczają zapowiadaną edukację seksualną w szkołach. Bo będzie ona rażąco sprzeczna z zasadami ich edukacji seksualnej, od przedszkola przygotowującej dziecko do pełnej dyspozycyjności wobec księżulkowo-biskupiego wacka i innych dewiacji wypracowanych przez stulecia w tej zbrodniczej instytucji.

Więc co prawda tytuł mnie dziwi, ale samo to oświadczenie nie dziwi w ogóle. (R)