Zaczipowany? Mam nadzieję że nie

Przesłuchanie przez belgijską policję administratora słynnego i nieustannie psującego dobre samopoczucie władzy Soku z Buraka, nie jest niczym nadzwyczajnym. To normalna procedura. Skoro ów administrator (Marcin Mycielski) mieszka w Belgii a polska prokuratura ma z nim jakiś problem, no to raczej normalne, że poprosiła belgijską policję o zadanie mu paru pytań.

Czy te pytania były istotne i czy w ogóle były potrzebne, to już zupełnie inna sprawa. To raczej efekt chorobliwej fobii, niż faktycznej konieczności.

No bo jak by na to nie patrzeć, argument, że jakoby podanie informacji, iż Kaczor zaczepił się przeciwko Covid na wydrę, czyli poza jakąkolwiek kolejnością, jest działaniem które „narażało go na utratę zaufania publicznego” jest tak absurdalny, jak absurdalnym „mężem stanu” jest Kaczyński. Bo przecież żeby stracić zaufanie, oczywistym jest, że trzeba je wpierw mieć. Więc czytam to i umieram prawie ze śmiechu, jakie to problemy mają kurduple i jakie sprawy stają się sprawami wagi państwowej z międzynarodowymi implikacjami.

Oczywiście problem (mały) w tym, że w sumie to nijak nie da się udowodnić, że Kaczor wbrew temu co twierdzi, faktycznie się zaszczepił, bo nawet gdyby tak było, to zadbano zapewne o to, by wszelkie możliwe ślady o tym świadczące, gruntownie wyczyścić.

Osobiście to chciałbym Kaczorowi wierzyć, w tym sensie, że nie tylko nie zaszczepił się poza kolejnością, ale w ogóle się nie zaszczepił. To perspektywicznie może być dobra, budząca pewne nadzieje wiadomość. A dlaczego dobra, to sami sobie dośpiewajcie.