SZUM&POCHODNE

Panie ministrze, żołnierzy na dżinsy nie stać!

Rozbawiła mnie ta historia. Żołnierz WOP, czyli pogranicznik po prostu, mówi reporterowi jeden z gazet, że ci uchodźcy których on pilnuje na granicy i którzy niby siłą chcą się wedrzeć do Polski, by zniszczyć nasz kraj, przynosząc zarazki i obcą kulturę, to prawdziwe krezusy są.

Mówi ów zabiedzony jak rozumiem żołnierzyk:
„Nie stać mnie na ubrania, w jakich oni chodzą. Najtańsze dżinsy, jakie u nich widziałem, to były Lee. Rozumiecie? Lee. Ja mam spodnie z bazaru. Mają telefony lepsze od naszych, często najnowsze iPhone’y”.

Nie przeczę, że tak jest, choć żołnierz ów to zapewne idiota, nie wiem tylko, czy z urodzenia, czy może zgodnie z zamówieniem. Bo wszyscy doskonale wiemy, że logo na gaciach czy na czymkolwiek innym, to nie wszystko.

W krajach z których pochodzą uchodźcy, w Syrii, Iraku czy Afganistanie, dżinsy z logo Lee, Wranglera, Levisa, Diesla, czy jakimkolwiek innym, są dostępne na każdym bazarze za parę dolarów. To dość marnej jakości podróby zazwyczaj przemycane hurtowo z Pakistanu, albo Libanu. W Damaszku – mieszkałem tam dwa lat z hakiem w ramach oenzetowskiej misji, potem Bejrut skąd miałem bliżej do rodziny – na dużym bazarze w okolicach tzw placu wisielców (lub męczenników), poza oczywiście dżinsami, libańską podróbę „Jasia Wędrowniczka” można było kupić na kilku straganach, rzecz jasna spod lady i rzecz jasna kiedy byłeś stałym i zaufanym klientem. Wszystko „oryginały”, jak zapewniał sprzedawca.

Obok perfumy Armaniego, Kleina i każde inne wedle życzenia, też za symboliczną z naszego punktu widzenia kwotę, bywało że kompatybilne zapachowo. Niektóre przelewano nawet do oryginalnych flakonów, tyle w sumie miały one wspólnego z Armanim.

Kilka stoisk dalej najnowsze telefony Noki (wtedy smartfony dopiero raczkowały), Motoroli czy Sony leżały na stosach, do wyboru do koloru. Kradzione, składane z kilku innych, lub te reanimowane, zwożone z Europy na tony. Nówka sztuka generalnie, nie do poznania. Tak było wtedy i tak zapewne jest i teraz, bo dlaczego niby miałoby być inaczej. Po co wydawać 100 dolców na te Lee, skoro identyczne(prawie) można mieć za góra 10? I jestem w stanie wręcz się założyć, że cytowany powyżej pan pogranicznik w stopniu mi nieznanym, którego „nie stać” na Lee certyfikowane, łyka podróby z bazaru, bo przecież i tak nikt się nie pozna. I łyka nie dlatego, że go nie stać, tylko dlatego, że taki ma charakter. Oto istota całej tej rzewnej historyjki.

Parę miesięcy temu, jeszcze przed pandemią, zatrzymałem się przy McDonaldzie, na dużej stacji benzynowej na S8, już niedaleko Warszawy. I wtedy podszedł do mnie pan specyficznej urody, Cygan po prostu (jestem konsekwentny w nazewnictwie) i zaproponował perfumy Diora po 50 zeta flakon, a jak kupię trzy, to opchnie mi ten pakiet za stówę (trzecie gratis). Kiedy grzecznie podziękowałem, to z bagażnika Mercedesa (jakże by raczej) wyjął kilka iPhonów 8, po stówce z hakiem każdy, no chyba, że jednak wezmę te perfumy, wtedy promocyjnie opuści nieco na iPhonach. Dla kogoś niewprawnego prawie nie do odróżnienia, od tych prawdziwych. Mimo nagabywań, coraz bardziej agresywnych, nie zrobiliśmy jednak dilu, a ja odjechałem prawie że natychmiast, bojąc się, czy aby nie podziurawi mi opon za brak ochoty na współpracę.

No i tyle chciałem dziś napisać, słuchając rzewnego płaczu zabiedzonego pogranicznika, chodzącego na codzień w łachmanach i żebrzącego o kromkę chleba wśród tubylców. Błaszczak musi dać mu pilnie podwyżkę, bo inaczej to nigdy prawdziwych dzinsów sobie nie kupi.

3 komentarze dotyczące “Panie ministrze, żołnierzy na dżinsy nie stać!

  1. wiesiek

    Oni tez z daleka wyglądają jak żołnierze, co to „nie rzucim ziemi skąd nasz drut” a przyjrzysz sie blizej Podroby.

    Polubione przez 1 osoba

  2. ereglo

    No, zdaje się, że jak tak dalej pójdzie, to nasi dzielni chłopcy też się wkrótce zaopatrzą w „firmowe” (nawet jeśli to podróbki) buty, dżinsy i komórki, bo właśnie oglądałem reportaż jednej z francuskich telewizji z naszego „pogranicza w ogniu”, gdzie ci, których nasi mundurowi, płci i przynależności wszelakiej, złapali już po polskiej stronie, opowiadali jak przepędzano ich z powrotem, popędzając kolbami, pałkami i zwykłymi tzw. kopami, uprzednio jednak odebrawszy im telefony („żeby nie mogli się porozumiewać i ustalać punktów, gdzie granica nie jest szczelna,” tłumaczyli im funkcjonariusze i wojskowi, a także dolary, euro i co tylko się im spodobało (to już bez żadnych tłumaczeń). Co prawda sam francuski autor relacji zastrzegał się, ze by c może są to relacje przesadzone, zgodne z tym, co polecili im Białorusini, którzy zapewniają im wyżywienie i opiekę lekarską, ale znając wyczyny naszych służb mundurowych i ich całkowitą bezkarność, zwłaszcza w ostatnich latach, wcale bym się nie zdziwił, gdyby ta relacja była , przynajmniej w 90% prawdziwa.

    Polubione przez 1 osoba

  3. pablobodek

    „W krajach z których pochodzą uchodźcy” – nazywałbym ich, bardziej neutralnie, migrantami.

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.

%d blogerów lubi to: