Cholera Izera

Anżej Duda ksywka „Prezydent” kocha lasy, więc z największą radością godzi się na ich wycinanie. To taki specyficzny rodzaj miłości: kocham cię tak bardzo, że aż cię z tej miłości zajebię. Oczywiście to tylko Anżej, takie małe miki, więc nie ma sensu dalej się już nad nim znęcać.

Rzecz wedle mnie nie w takich czy innych fiksacjach Anżeja, tylko zupełnie w czym innym.

Otóż w Jaworzynie, w miejscu tych wyciętych lasów ma niby powstać fabryka polskiego samochodu elektrycznego. Izera czy jakoś tak to cudo ma się nazywać. I żeby nie przedłużać, dwie tylko zgłaszam wątpliwości.

Po pierwsze, to ta cała Izera najprawdopodobniej nigdy nie powstanie. Bo niby po co? W przemyśle motoryzacyjnym nigdy nie byliśmy gigantami, a jeśli nawet coś udało się wykombinować, to i tak zasadniczo odstawało to od europejskiej, nie mówiąc już o światowej czołówce. Dziś należy więc przyjąć, że nadal jesteśmy jakieś sto lat za Murzynami, inni robią to lepiej i to co robią jest powszechnie dostępne. Mając do wyboru dziesiątki modeli aut elektrycznych i to naprawdę topowych marek, nie widzę żadnego powodu by czekać – nie mówiąc o kupowaniu – na jakiś złom, tylko dlatego że jest Made in Poland. Dodajmy złom składany z importowanych w większości części. Róbmy kombajny i snopowiązałki, samochody zostawmy innym.

Pomijam już to, że nim tę fabrykę wybudujemy, jeśli w ogóle wybudujemy, i nim wyjedzie z niej pierwsza ta Izera, to najprawdopodobniej era elektryków się skończy, choćby dlatego, że pojawią się (już się pojawiają) alternatywne napędy. O wiele bardziej sprawne i zdecydowanie bardziej ekologiczne niż elektryki napędzane prądem z dymiących elektrowni węglowych.

Po drugie, jak już tak uparliśmy się by produkować te polskie samochody (ach, te ciepłe posadki w zarządzie i radzie nadzorczej), na siłę i wbrew logice, no to można było się zastanawiać jak – zamiast ciąć bez opamiętania lasy – wykorzystać istniejące do tej pory zakłady, sieroty po „wspaniałych czasach polskiej motoryzacji„. Choćby nad zaoranym właśnie Żeraniem. Ale po co, skoro lepiej było to sprzedać, by postawić tam apartamentowce dla nowej elity, dla tych którzy dorobili się na przekrętach PiS.

Więc zakładam pesymistycznie, że te lasy co to Duda skazał je na zagładę w sumie wytną, ktoś na tym solidnie zarobi i tyle z tego będzie. Fabryka będzie jedynie na papierze, zrobionym nota bene z tych wykarczowanych drzew. Ot i tyle (kłania nam się tutaj bliźniaczo podobna historia z Centralnym Portem Lotniczym, ale to temat na inną okazję).