Obejrzałem sobie tę reklamówkę i wymiękłem. Oto prezydent z prezydentową czyta „Przedwiośnie”. I nie chodzi tu o to, że Żeromski słuchając tego w trumnie się przewraca, bo to co z niego zostało na to nie pozwala, ale chodzi o to, że wyjątkowo przekomicznie z zadęciem jest i dziwie się, że nikt z otoczenia prezydenta tego nie widzi i pozwala mu (im) na tę błazenadę.
◊
Oczywiście nie jest to żadnym szczególnym zaskoczeniem, bo Dudę znamy doskonale i wiemy do czego jest zdolny i niezdolny. Facet, który się skompromitował po wielokroć jako polityk, który podciera sobie dupę Konstytucją i wybiórczo stosuje jej przepisy, teraz ubzdurał sobie, że ma misję. Co by tu jeszcze poza Konstytucją zepsuć i zeszmacić!
Sięga po dzieła klasyki polskiej literatury i też bez żenady podciera sobie nimi tyłek, wybiórczo traktując tekst. Może są tacy którym to zwisa – na pewno są – ale mnie to nie zwisa. Mnie to mierzi, bo generalnie ten facio mnie mierzi i wkurwia, nawet wtedy kiedy do łapy nie bierze żadnej książki. Wystarczy, że jest po prostu.
Już z „Wesela” całe to wesołe towarzystwo zrobiło kompletnie pośmiewisko, bo nie dość, że pewne frazy tajemniczo z tekstu zniknęły, to jeszcze okazało się, że w ogóle nie kumają o czym to jest. A to nie o tym, że Polska jest wielka, tylko o tym, że jest mała, malutka, że to jedna wielka chujnia jest a Polacy to niedojrzała biomasa, która może kiedyś do czegoś dojrzeje, choć szanse są raczej niewielkie. No, nie dojrzeli, bo co zdobyli natychmiast spierdolili, i tak jest do dziś i po wsze czasy, amen!
Dobranie się do „Wesela” miało swoje podłoże i przyczyny, bo chodziło o to, aby czymś odwrócić uwagę od wspomnianej już Konstytucji, której podobnie jak „Wesela” nikt w pewnie w Pałacu Namiestnikowskim nie przeczytał.
Do jej czytania, ale koniecznie bez cenzurowania jej, wycinania niewygodnych fragmentów i wypaczania jej sensu, usilnie co bardziej światli Dudę namawiali, ale on zaparł się i nabzdyczył i propozycji nie przyjął, nie podjął się zadania.
Teraz z kolei zabrał się za profanowanie „Przedwiośnia”. Powieść kazał wykastrować z co bardziej niewygodnych i dwuznacznych fraz a następnie wypacykowany, wyszminkowany i jak zwykle zadowolony z siebie, stanął przed kamerą, by poczytać naiwnym te kikuty tekstu. Z żoną stanął, a w zasadzie usiadł! Co ona mu winna i dlaczego ją także postanowił pognębić, tego nie wiem, bo od tego jest psycholog i ewentualnie sąd rodzinny, a nie ja skromny bloger z miasta.
I już ze strachem, zimnym potem oblany zastanawiam się, co też gościu zacznie czytać w przyszłym roku.
Osobiście polecałbym coś z kanonu w sumie obcej mi (stres będzie mniejszy) literatury fantazy. Niezłym towarem byłaby Biblia, nie dlatego, że to dobra literatura – bo chujowa wyjątkowo – tylko dlatego, że ciekaw jestem po prostu, co i w jakim stopniu prezydent i jego przydupasy z Biblii wyrezają, jak daleko ją ocenzurują i oczywiście jak to wytłumaczą. No i czy suweren znajdzie jakiś usprawiedliwienie na to. Chociaż, po kolejnym pół litrze, może być mu to kompletnie obojętne. (R)
Niech Budyń poczyta przede wszystkim gazety, ale nie te swoje, tylko te normalne, to się może wreszcie dowie kim jest.
PolubieniePolubienie
A co oznacza „Obejrzałem sobie tę reklamówkę”? Polski być trudna języka?
PolubieniePolubienie
Znaczy dokładnie tyle ile trzeba
PolubieniePolubienie
Ale niby o co chodzi, bo nie chwytam?
PolubieniePolubienie
@Asystentka
A on to Wesele miał w reklamówce jak Lechu kanapki od żony?
PolubieniePolubienie
Tradycja zobowiązuje
PolubieniePolubienie
Wolaku, użycie terminu „reklamówka” przez Revela – bo rozumiem że o to ci chodzi – nie jest niczym dziwnym lub niezrozumiałym i dowodzi że albo pracował albo aktualnie pracuje w mediach a konkretnie w telewizji. W ich slangu „reklamówka” to po pierwsze spot reklamowy reklamujący produkt, po drugie krótki filmik promujący (reklamujący) jakiś program lub wydarzenie. Wymiennie nazywane jest to także „zajawką”. Użycie frazy „obejrzałem sobie te reklamówkę…” jest więc czymś naturalnym i oczywistym. Ukłony
PolubieniePolubienie