POLITYKA

Polska Rzeczpospolita Katolicka? Dziękuję, wysiadam!

Po ostatnich, powyborczych zmianach w Unii i po niebywałym, wprost oszałamiającym brukselskim sukcesie PiS, w wyniku czego to my rozdajemy karty i to nas muszą się wreszcie słuchać, głęboko wierzę, że ta nowa Unia, lepsza, bo z Szydło. Kępą i Mazurek, wreszcie stanie po stronie Polski i bardziej niż do tej pory zadba o interesy jej obywateli. Może ułatwią mi to o czym coraz intensywniej myślę.

PASZPORTOWA REWOLUCJA MINISTRA SZCZERSKIEGO

Ale cofnijmy się teraz nieco w czasie, bo punktem wyjścia tego pomysłu jest inny pomysł, autorstwa nieocenionego Krzysztofa Szczerskiego, urzędnika pałacu prezydenckiego, szefa gabinetu niemiłościwie nam panującego prezydenta.

Kiedyś, ale nie aż tak dawno żeby o tym zapomnieć, ów minister, podzielił się z nami swoim oryginalnym pomysłem.

Zasugerował mianowicie – może coś upraszczam, ale lubię upraszczać – aby wprowadzić dla Polaków, wszystkich bez wyjątku, „paszport katolicki”. Zawierałby on poza wizerunkiem „boga wszechmogącego”, także przydatne każdemu obywatelowi modlitwy i informacje o misjach duszpasterskich. Zacytuję ministra po raz pierwszy:

„Paszport taki byłby dla właściciela świadectwem jego obywatelstwa i jego przynależności do wspólnoty politycznej. Byłby też świadectwem przynależności do kościoła”.

Szczerski wedle mnie wprost też sugerował, że paszporty obywatelom powinien zamiast państwa wystawiać kościół, bo wtedy powaga i ranga takiego dokumentu byłaby wyższa, a więź Polaków z Ojczyzną, byłaby jeszcze większa. Zacytuję ministra po raz drugi:

„Dokument ten pozwalałby katolikom wyjeżdżającym za granicę utrzymać kontakt z polskimi misjami katolickimi i polskimi księżmi służącymi wspólnocie narodowej”.

No tak mniej więcej pan minister klarownie to wszystko wykładał.

PRK ZAMIAST PRL

Dalej pan minister sugerował, że dla podkreślenia roli naszego państwa w świecie, oraz uznając religię jako podstawę jego bytu, powinniśmy się również zacząć posługiwać nazwą Polska Rzeczpospolita Katolicka, bo to byłaby po pierwsze piękna nazwa, a po drugie jeszcze bardziej podkreślała by i charakter naszej państwowości i wyjątkowe cechy polskich obywateli.

Jak słuchałem sobie więc tego pana ministra i przyswajałem sobie istotę jego rewolucyjnego w istocie pomysłu, to w pierwszej chwili pomyślałem, że ktoś coś chyba wąchał albo dłuuugą kreskę wciągnął. A potem zrozumiałe, że kreska to jednak nic, to za mało, to zapewne tylko wstęp i dodatek, bo gość najpewniej młóci jeszcze jakieś ciężkie alkohole, a na koniec zaprawia wszystko klejem.

A jeszcze potem, naszła mnie myśl, że Suski musi teraz brać coś na uspokojenie, bo ujawniła się oto gwiazda intelektualnie godna jego i powinien przeto pan Marek czuć się zagrożony, że kolega z tej samej stajni zepchnie go z pudła i Suski nie będzie już liderem, nie będzie umysłowym objawieniem epoki.

Nie wiem jak z tą nazwą PRK, ale na razie pomysł „katolickiego paszportu” został na czas jakiś odroczony, przy czym założyć należy, że za chwilę wróci i zacznie być poważnie dyskutowany. Więc dla równowagi, warto może zaproponować inne, alternatywne rozwiązanie, satysfakcjonujące tych, których modlitwy walą, a te w paszporcie to nawet brzydzą.

POWAŻNY APEL DO EUROPARLAMENTU

Ten apel to w sumie drobnostka, nic wielkiego, da się sprawę załatwić pomiędzy jedną kawą a drugą, zapijana wodą mineralną „Licheńska” (nasz towar eksportowy, pierwszy krok w rechrystianizacji Europy).

Więc jak już ci oficjele i ważne różne persony popiją i zakąszą i rozsiądą się wygodnie w fotelach, ani przez moment rzecz jasna nie zapominając, że tylko dzięki nam mają te fotele, dzięki naszej bezkompromisowej postawie, pełnej uporu i determinacji, więc jak już usiądą i się oswoją, niechaj zrobią coś dla nas, tych niepokornych obywateli najważniejszej siły napędowej Unii. Niechaj zrobią gest dobrej woli w stosunku do niektórych Polaków.

Jako obywatel drugiego zdecydowanie sortu, a może nawet już trzeciego (dla tych za chwilę pewien KL koło Krakowa po drobnej rewitalizacji będzie jak znalazł), obywatel czujący się ciasno w tym dusznym, patriotycznym odwłoku nad Wisła, oczekiwałbym bym pewnej pilnej uchwały parlamentu europejskiego.

  • Chodzi o to, aby ten kto chce, mógł wystąpić a potem dostać paszport EU, czyli żeby z wyboru był obywatelem UE a nie jakiegoś konkretnego państwa, jakieś piaskownicy dla średnio dorosłych dzieci, do której regularnie szczają psy, a w kątach gówno zakopują koty. To byłoby naprawdę bardzo ważne wyjście naprzeciw oczekiwaniom wielu Polaków.

Jeśli byłby jakiś problem, że albo Polak albo Europejczyk, to deklaruję, że jestem w stanie nawet dziś zrezygnować z tego obywatelstwa polskiego na rzecz tego obywatelstwa europejskiego i chciałbym je mieć potwierdzone odpowiednim dokumentem, najlepiej owym paszportem właśnie. Bez orłów, modlitw, krzyży, papieży, Wyklętych i wszelkiej maści błogosławionych, bez boga i jego licznego potomstwa. Zwykły skromny paszport, najlepiej w kolorze niebieskim z unijnymi gwiazdkami. Coś, co mógłbym bez wstydu pokazać na lotnisku, albo w hotelu, bez obawy podejrzanych spojrzeń, lekceważących gestów, czy złośliwych komentarzy. Bo bycie obywatelem polskim, w dzisiejszych czasach jest coraz bardziej stresujące, a bywa, że nieprzyjemnie kompromitujące, zaś każdy normalny człowiek stara się takich sytuacji za wszelką cenę unikać.

Jako obywatel Europy oczekuję od ciebie Unio że mi ulżysz i pozwolisz odzyskać godność. Czyż naprawdę aż tak wiele oczekuję? (R)

5 komentarzy dotyczących “Polska Rzeczpospolita Katolicka? Dziękuję, wysiadam!

  1. ereglo

    Oj tam, oj tam – by zacytować klasyka. Żadna tam PRK, ale po prostu II PRL, a raczej pierwsza, dopiero naprawdę autentyczna Polska Rzeczypospolita Ludowa. Bo przecież tym razem, to nie na sowieckich bagnetach przyniesiona i przez Żydów rządzona lecz emanacja autentycznych pragnień ludu (no, może nie koniecznie pracującego) miast i wsi (głosami wsi – także tej przez tych złych komunistów przeniesionej w swoim czasie do miast w ramach awansu społecznego – przede wszystkim) wyrażonych nie pod żadną tam bolszewicką nahajką, ale w wolnych demokratycznych wyborach, a najpewniej wkrótce potwierdzonych ze wzmożoną siłą w najbliższych. A jej najprawdziwszym wyrazicielem jest PiS, realizujący nie tylko socjalistyczny ideał „urawniłowki” i triumfu zdrowego moralnie i ideowo „człowieka pracy” nad zgniłą inteligencją i innymi miazmatami mieszczaństwa, ale i karczujący bezlitośnie wszelkie przejawy zgniłego i obcego duchowi prawdziwego Polaka kosmopolitycznego liberalizmu, przykrywającego się dekadenckim hasłem jakiegoś tam państwa prawa.
    I dopiero PiS i Jarosław Kaczyński (Baczność!) realizują najgłębsze marzenie dwóch Wielkich Polaków – Gomułki i Wyszyńskiego – sojusz partii i kościoła w celu wskazywania narodowi właściwej drogi: ku socjalizmowi w życiu doczesnym i zbawieniu wiecznemu w tym przyszłym. A że nie da się tego zrealizować bez trzymania za mordę zanim naród zrozumie, że to wszystko tylko dla jego dobra, a ręka podniesiona na kościół i jedyną słuszną partię odcięta ? No cóż i tu i partia i kościół są zgodne, innej drogi nie ma. Tak nam dopomóż bóg w niebie i jego namiestnik na ziemi – Jarosław.

    Polubione przez 1 osoba

  2. sobiepansobiepan

    E R E G L O !!! :-))))))))))))))))))))))))))))))))) !
    Nooooo…….ale namieszałeś w swoim komentarzu – kilka razy sobie to przeczytałem, aby „jako-tako” poukładać to na „kupki” tematyczne i wyłowić „perły” od reszty, ale nadal mam problemy. Niemiec powiedział by o Twoim komentarzu ” Mischung ” – mieszanka a Rosjanin powiedział by „sałamacha” – rodzaj zupy „wojskowej” ze wszystkiego (jak będzie miejsce i czas – napiszę Ci jak się robi „sałamachę” wg przepisu z 1945 roku).
    Tak czy owak – sprawy „ważne” pomieszałeś z mniej ważnymi i….. wyszła „sałamacha”.
    Sądzę, że nie należy mieszać czasów i polityki obecnej (ideologii panaprezesa) z czasami nazywanymi umownie -„PRL-em”. To są DWA RÓŻNE ŚWIATY NIJAK DO SIEBIE NIE PASUJĄCE. Trzeba mieć w pamięci (lub zajrzeć do historii – tej prawdziwej) – kim i czym była POLSKA w 1945 roku, a kim i czym jest teraz w 2019 roku.
    Jakkolwiek byś kombinował – nie da się nijak porównać. Jak chcesz – możemy na ten temat rozwinąć osobną dyskusję ! Natomiast zgadzam się z Tobą, co do „mentalności Polaków” – zwłaszcza „TYCH” Polaków, w których panprezes upatruje swojego elektoratu. Widocznie „zmiany genetyczne” następują wolniej niż się o tym sądzi, albo ktoś nam gotuje „sałamachę”. Dawniej uważano, że pewne choroby należy leczyć wyłącznie „biczami szwedzkimi” (dobry wojak Szwejk, był o tym przekonany) – dzisiaj już to nie wystarcza – „trzebaby” zastosować jakąś inną terapię. Obawiam się jednak, że ponownie „Polak będzie mądry po szkodzie” – takie geny !!!!

    Polubienie

  3. sobiepansobiepan

    E R E G L O !!!
    No to wróćmy do tej „sałamachy” – była to „wojskowa” zupa” w wydaniu „radzieckim” lub „sowieckim” – jak wolisz. Powiedział bym – podstawa wyżywienia w Armii Czerwonej w czasie ostatniej wojny światowej. Bez owej „sałamachy” wojna trwała by na pewno jeszcze kilka lat. Była tak ważna, jak „grochówka oficerska” w Wojsku Polskim, a może – a raczej na pewno, jeszcze ważniejsza. To był podstawowy „gorący” posiłek i bardzo „wkusnyj” (smaczny, pożywny). Można ją było robić ze wszystkiego, co nadawało się do jedzenia, ale najsmaczniejsza była na bazie „kislenoj kapusty” z „kartoszkom”, co przypominało trochę nasz rodzimy „kapuśniak”, albo na bazie kaszy (pęczaku) lub kaszy gryczanej – co przypominało trochę nasz krupnik. Jak nie było tego co się chciało, to dawano „co się miało”. Zupa musiała być gęsta i zawiesista – bo inaczej kucharze dostali by lanie albo jeszcze gorzej. Jak ktoś chciał mieć zupę bardziej rzadką to zawsze obok kotła z zupą stał drugi w którym był „kipiatok” – wrzątek, można było „rozrzedzić”. Nazwa zupy „sałamacha” przeniosła się do języka powszedniego i oznaczała, coś, co po polsku dzisiaj nazywamy „misz-masz” a po niemiecku „MIschung”, albo „Eintopf”. Gotowano ją przeważnie w wojskowych kuchniach na kółkach, ale preferowana była taka, która gotowano w pół okrągłym kotle zawieszonym na trójnogu. Musiało być „miaso”- mięso – dużo mięsa, ze świeżo ubitej świni (kabana) – przy braku takiego dawano „swinną tuszonkę”- mieloną wieprzowinę z puszek.Zupa ta stała się „sławna” w mojej rodzinnej wsi w Wielkopolsce – gdzie w czasie wojny (marzec 1945r) stacjonował rosyjski batalion zaopatrzeniowy. Nasi dogadali się szybko z Ruskimi, że za 1 litrową bańkę bimbru (po rosyjsku – samogonu) dostawało się wiaderko „sałamachy” – no więc handel kwitł a przyjaźń polsko-radziecka rozkwitła. Bimber można było zastąpić wiązką suszonych liści tytoniowych, z której „oni” robili sobie „machorkę” na „skręty”. Jak z tego wynika – pierwsze „relacje handlowe” z Armia Czerwoną nie były wcale takie złe – jak to teraz ludziska opowiadają.Może jeszcze – przy jakiejś okazji – opowiem o innych transakcjach handlowych z „tych lat”. Też były ciekawe.

    Polubienie

twój komentarz:

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.