ŻYCIE

Winni Żydzi, masoni i oczywiście cykliści

Przypadek rowerzysty Sterczewskiego znów wywołał temat rowerzystów, w sensie co im wolno a czego nie wolno, a co oni czynią z pełną premedytacją wiedząc, że nie wolno. Na przykład piją piwo i jeżdżą bez świateł. Czyli w skrócie chodzi o to, jacy ci rowerzyści chuje są a inni porządni. Praktykuję od lat ten rodzaj przemieszczania się, więc w jakimś sensie czuję się upoważniony do zabrania głosu.

Od razu zastrzegam, że nie jestem zwolennikiem jeżdżenia czymkolwiek po pijaku, ale moim skromnym zdaniem jest różnica pomiędzy upiciem się a wypiciem jednego piwa przed czy w trakcie jazdy bicyklem. I na tym wątek ów bym skończył.

Tym bardziej, że w przypadku tegoż Sterczewskiego dowodów, że coś przyjął nie ma żadnych, poza subiektywnym odczuciem pana policjanta, że niby coś poczuł, choć do końca nie jest pewny co. Stąd też czepili się tego nieszczęsnego światełka, bo dojebać klientowi jakoś przecież się trzeba, a gdyby co, to dojebali by się nawet do niewłaściwego ich zdaniem naciągu szprych. Innymi słowy i pisząc wprost – nieszczęście Sterczewskiego polegało więc na tym, że niestety nie jest z PiS. Kropka, koniec tego wątku, jedziemy dalej.

Przy okazji owej rowerowej historii, w ogóle wybuchła po raz nie wiadomo już który dyskusja o rowerach, a w zasadzie rowerzystach, sprowadzająca się do banalnego w sumie pytania, co rowerzysta może a czego nie może, no i w ogóle po co nam ci rowerzyści. Przez nich Orlen mniej zarabia, co oczywiście jest problemem i na miejscu Obajtka robiłbym wszystko, aby ruch rowerowy jeśli nie zdelegalizować w ogóle, to poważnie ograniczyć. Ale zostawmy ten wątek na potem. Kiedyś może do niego wrócimy.

Niezmiennie duże emocje wywołuje jazda rowerem po chodniku, czym jestem zdziwiony, bo to wedle mnie oboczny i raczej marginalny problem. A tymczasem proszę… Ludzie z tego powodu rzucają się sobie do oczu.

No więc, czy rowerzysta może legalnie jechać po chodniku dla pieszych i kiedy może?

Głosy podzieliły się tu mniej więcej po połowie. Dla jednych może, inni wybierają opcję „niechaj spierdalają”. Przepisy to określające są, choć nie zawsze są one jednoznaczne, a bywa że i nielogiczne, a przede wszystkim nieżyciowe. I tak wedle prawa rowerzysta nie może jechać po chodniku (mówimy o przypadku braku ścieżki i pomijamy warunki atmosferyczne), jeśli ruch na jezdni obok jest dopuszczalny z prędkością do 50 kilometrów. Niby wszystko okej, ale…

W takiej Warszawie jest wiele ulic gdzie prędkość jest ograniczona do owej „50”, lub nawet i mniej, ale na którą to jezdnię nigdy bym nie zdecydował się wjechać rowerem, no chyba, że jestem szukającym nieszczęścia ryzykantem.

Pytanie więc gdzie jest bezpieczniej – w otoczeniu rozpychających się samochodów z potencjalnymi wariatami za kółkiem, czy może jednak wśród pieszych, nawet gdzieś kątem przy krawężniku, mając z tyłu głowy, że rowerzysta na chodniku mimo wszystko jest gościem i rozsądek nakazuje stosować się do pewnych oczywistych zasad. Waliłbym pałą po głowie wszystkich tych moich kolegów bajkerów, którzy na chodnikach dla pieszych trenują czasówkę przez startem w Tour de France. To nieodpowiedzialne skurwysyny.

Podsumowując: bezwarunkowo dozwolone powinno być jeżdżenie po chodnikach, bo wypychanie rowerzystów na jezdnię jest równoznaczne z narażaniem ich na poważne ryzyko śmierci. Policjant uszczęśliwiający rowerzystę mandatem i wypychający go na jezdnię, musi mieć świadomość, że może być współwinnym śmierci człowieka. To po pierwsze.

Po drugie, to samo dotyczy przejeżdżania po pasach, gdy nie ma tam wyznaczonej śluzy dla rowerów. To tak jak z jazdą po chodniku – jedź, ale zachowaj najdalej idącą ostrożność, uszanuj pierwszeństwo pieszych. Wszelkie zaś zakazy i nakazy są tu po prostu przeciwskuteczne. Żaden nawet najbardziej restrykcyjny przepis nie zastąpi zdrowego rozsądku. Nie rozumiem, dlaczego niby mam zsiadać z roweru, zwłaszcza kiedy przejście jest kompletnie puste, albo są na nim dwie osoby na krzyż.

No ale my lubujemy się w tworzeniu na siłę durnych i w sumie niczemu nie służących przepisów. Nie mogę też pojąć dlaczego w nas rower traktuje się jako środek lokomocji a w związku z tym tworzy się dla niego owe paranoiczne czasem przepisy niczym dla ciężarówek czy traktorów. A może powinno to być to tylko „urządzenie rekreacyjne”, bez konieczności tworzenia całej tej prawnej paranoi?

Nie wiem, zastanawiam się po prostu, gdybam sobie tak tylko.

Wiem oczywiście że my pasjami kochamy regulować, ograniczać, nakazywać, zakazywać, ignorując możliwość racjonalnego i odpowiedzialnego postępowania obywateli, ale jednocześnie działa tu specyficzne sprzężenie zwrotne, to znaczy jak władza czegoś zakazuje, no to dla zasady trzeba te zakazy ignorować, zwłaszcza jeśli na starcie okazują się nieżyciowe, utrudniające normalne funkcjonowanie. Mamy przeto do czynienia z patologią prawną, która powoduje, że nikt prawa nie przestrzega. I nie dotyczy to tylko rowerów.

❗️W zasadzie jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, że za chwilę władza jakakolwiek ona by była i nieważne z jakiego rozdania, zabierze się za biegaczy, którzy bez opamiętania popierdalają chodnikami z prędkością na pewno dwukrotnie większą niż statystyczny pieszy. Proszę tu o stosowny przepis i mandaty! Co, już to zrobili? Oh, znów coś przeoczyłem.

No dobrze ponarzekaliśmy trochę na kolarzy panoszących się na chodnikach dla pieszych, ale pojawia się też inne, fundamentalne wręcz dla tej dyskusji pytanie. Bo skoro pytamy co może rowerzysta na ścieżce dla pieszych, to należy też zapytać co może pieszy na ścieżce rowerowej? Dziwne, że nikt do tej pory nad tym problemem się jeszcze nie pochylił.

Nie wiem jak u was, w waszych miastach, miasteczkach, przysiółkach i osadach, ale w Warszawie spacery pieszych po ścieżkach (drogach) rowerowych wcale nie są rzadkością. I jeszcze te pretensje jak grzecznie delikwenta takiego się opierdoli. Widziałem polowania policji na rowerzystów jadących chodnikami (sam byłem niejednokrotnie obiektem takich polowań), ale jakoś nigdy nie widziałem żeby policja polowała na pieszych spacerujących sobie po rowerowych drogach.

Więc może czas precyzyjnie opisać to co na takiej drodze może pieszy a czego nie może. Czy powinien dostosować swoją prędkość do prędkości rowerzysty, oraz czy może poruszać się ścieżką gdy warunki są niekorzystne, to znaczy gdy na przykład chodnik jest nieodśnieżony a droga rowerowa już jak najbardziej.

Dla jasności: to hipotetyczna bardzo sytuacja, bo zimą na bank chodnik będzie jako tako odśnieżony, zaś droga rowerowa ni chuja, zwłaszcza poza ścisłym centrum Warszawy.

No warto by to w każdym razie też precyzyjnie opisać, stworzyć odrębną gamę przepisów, dodać paragrafy i punkty do tych paragrafów, wyznaczyć stawki mandatów, i otrzepać potem ręce, że sprawa jest oto załatwiona. No a że dalej jest źle? Cóż trudno, zawsze i niezmiennie winni są temu Żydzi, masoni i cykliści (kolejność przypadkowa).

4 komentarze dotyczące “Winni Żydzi, masoni i oczywiście cykliści

  1. sugadaddy

    A w Polsce powiatowej sytuacja odwrotna – chodniki puste, a wiejski cyklista środkiem ulicy zapieprza, skręca nagle w lewo, widać, że nie ma mglistego pojęcia o przepisach ruchu drogowego. Jeżdżą sobie parami po drogach krajowych, bo im sąsiad powiedział, że teraz można. To druga strona medalu.

    Polubione przez 1 osoba

  2. kamrat

    Sterczewski piwko,Tusk przekroczył…Czy to takie trudne pomyśleć że takie sytuacje to sypanie do pieca TVP?
    No to będą grzali!

    Polubienie

  3. Przepisy jasno określają, co może pieszy na ścieżce rowerowej. Otóż, nic nie może. Nie ma prawa się tam znaleźć.
    Co nie znaczy, że jak się takiego napotka, trzeba od razu go wyzywać od najgorszych. Rowerzyści przymkną oko na pieszych na ścieżce (no chyba, że idą szykiem zwartym i nie mają zamiaru cyklisty przepuścić), piesi nie będą się czepiać, jeśli rowerzysta WOLNO I UWAŻNIE przejedzie chodnikiem – i da się żyć, Nie wiem, jak w Warszawie, ale w moim mieści tak właśnie jest.

    Polubienie

  4. nieszczep

    To, że przepisy są debilne, to prawda. Ale nie znaczy, że wypić piwko można bezkarnie. Sorry, taki mamy klimat. I wali mnie, czy ktoś jest z PiS, PO czy innej polit-patoligii! Co do jazdy po chodnikach… No niestety, pełno tam panisk-skurwysynów, którzy z pieszymi nie liczą się wcele. Wsiądzie taki zjeb 100+ w kilogramach, nałoży kask i zabierdala ile fabryka dała. A jak ścieżka przecina chodnik (nie jezdnię) i wyrysowane są pasy, to 96% zjebów nie przepuści pieszego, bo ani nie zna przepisów, ani z zasady. Najbardziej wkurwiający jest jednak przepis, że rowerzysta może wjechać pod prąd nie wielu drogach jednokierunkowych. i jedzie jak środkiem drogi i czeka aż samochód zjedzie mu z drogi. Nosz kurwa, to mistrzostwo!

    Polubienie

twój komentarz:

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.