duperele EXTRASY

Turbopatriotyzm. Wersja polska, niereformowalna

Ostentacyjne, w istocie dziecinnie i naiwne obnoszenie się ze znakiem Polski Walczącej, albo orłem, albo powstańczą opaską na ramieniu, że pominę niewiele znaczący i pusty slogan „Pamiętamy” (po przeprowadzeniu krótkiej sondy okazało się, że mało kto wie o czym ma „pamiętać”), świadczy zazwyczaj o jednym: ten ktoś chce zamaskować swoje narodowe kompleksy. Czyli mamy do czynienia nie tyle z przejawem siły, co słabości polskiego patriotyzmu.

Na zdjęciu powyżej – wyjaśniam, bo może nie widać szczegółów – mamy samochód klasycznego polskiego patrioty i rednecka rodem, jak wskazuje rejestracja, z Targówka. Niebywałym wyjaśniam, że Targówek, to trochę taki stan umysłu, a trochę dzielnica Warszawy.

Co tam mamy na tym aucie? Jest Legia Warszawa, czyli zdiagnozowany stan zdziczenia, obok obowiązkowy symbol Polski Walczącej, niestety kompletnie zdewaluowany przez nic nie pojmujących głupków, po prawej przy literce „F”, jakiś mniej widoczny emblemat, śpieszę donieść, że to o „żołnierzy wyklętych” chodzi, co oczywiście w tym zestawie kompletnie nie dziwi. Całość dzieła wieńczy ów wykurwisty „orzeł biały”, otoczony nieco wyblakłym już i niezbyt niestety widocznym napisem „Wielka Polska”. Plus do tego ten Jeep Cherokee, stanowiący idealny pomost pomiędzy rzeczonym redneckiem a polskim patriotą pełną gębą, genetycznie zmutowanym przez jakieś historyczne GMO.

[redneck – w USA określenie slangowe o zabarwieniu pejoratywny. Oznacza głęboko religijną, niewykształconą osobę o poglądach rasistowskich, bigoteryjną i sprzeciwiającą się modernizacji. W środowisku amerykańskiego południa obecnie często jest uznawane za symbol tożsamości i bezrefleksyjnego patriotyzmu, co niby ma zdjąć z niego ów symbol pejoratywności]

Czym więc Polak wkładający koszulkę z orłem, różni się od Amerykanina, który równie chętnie ubiera koszulkę z amerykańską flagą?

W skrócie…

turbopatriota

W Stanach symbole narodowe, to ornament. Można tam bez problemu kupić dowolne produkty ozdobione flaga narodową, ale zdecydowana większość z nich nie niesie ze sobą żadnego znaczącego przekazu. Majtki z flagi to po prostu majtki, fajny, zakręcony produkt i nic poza tym. W Polsce te same majtki z flagi, nie daj boże jeszcze z orłem na wysokości fiutka, wywołałyby burzę i powszechne zgorszenie i byłyby też pewnie powodem odwiedzenia nas w domu o szóstej rano policjantów ciągle jeszcze Brudzińskiego. No wiecie, profanacja i te sprawy.

Wniosek zaczepny: Amerykanin to może głupawy bo głupawy, ale jednak luzaczek, Polak zaś to tępy buc bez dystansu, nadający groźny komunikat na temat swej narodowej tożsamości. Coś chce mniej lub bardziej głupio (najczęściej głupio) zamanifestować.

Idąc dalej amerykańskim tropem, trzeba powiedzieć że jakkolwiek chętnie ubierają się oni w takie narodowe symbole, to jednocześnie przykładają do tego inne znaczenie niż Polacy. Dla nich ważniejsze jest pojęcie „MY”, dla nas zaś pojęcie „ONI”, czyli ci, od których koniecznie z jakiegoś powodu musimy się odróżnić. Jeśli więc na paradzie, marszu, czy czymś takim spotkamy grupkę Amerykanów odzianych w flagi, lub stroje z flagowo-narodowym ornamentem, to możemy być pewni, że wcale nie mamy do czynienia z rodziną patologicznych nacjonalistów. Polak paradujący z orłem na plecach lub oklejający swój samochód kotwicami, budzi już podejrzenia i możemy być prawie pewni, że oto mamy do czynienia z kimś o skłonnościach narodowo-patologicznych. Najlepiej obchodzić go szerokim łukiem, bo to zapewne agresywny cham i prostak pozbawiony szerszej i głębszej refleksji.

No niestety tak już mamy i coraz bardziej tak już mamy.

Wciąż jesteśmy rebeliantami mierzącymi się z jakimś mniej lub bardziej określonym potężnym imperium, które na nas dybie i tylko patrzy jak by nas tu wydymać i zakuć w kajdany. Wciąż więc musimy walczyć, o godność, o szacunek, o prawdę, o niepodległość, wciąż i nieustanie musimy odkłamywać dręczącą nas, niewygodną pamięć. A państwo, czyli władza, to podsyca no bo przecież też wywodzi się z tych samych Polaków, też te same nękają je strachy i zwidy i nieustannie, z determinacją buduje kulturę różnych wyklętych, przekonując, że to wyraz buntu i kontrkultury i racja stanu.

To swoisty turbopatriotyzm, bo mimo, że zagrożeni, to jednak jesteśmy tym przedmurzem nie wiadomo czego i bastionem, którego trzeba bronić, choć też do końca nie wiadomo po co. (R)

1 komentarz dotyczący “Turbopatriotyzm. Wersja polska, niereformowalna

  1. Jurand

    Jesteśmy kretynami od pokoleń, bez szans na wyleczenie

    Polubienie

twój komentarz:

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.