POLITYKA

Strachy ministra

Nauczanie domowe stało się kolcem w dupie tak zwanego ministra Czarnka. Uważa to za patologię i chce jak najszybciej z tym skończyć. W skrócie mówiąc chodzi o pewien model nauczania, który odbywa się w domu pod okiem rodziców, nie zaś w patologicznej szkole czarnkowej. Popularność nauki domowej znacząco wzrosła podczas pandemii i cały czas znacząco rośnie, co Czarnka bardzo niepokoi.

Zapytacie zapewne po kiego ów Czarnek się przypierdala, dlaczego nauczanie domowe aż tak bardzo leży mu na żołądku?

Wydaje mi się, że głównym powodem niechęci tego buca do szkół domowych, jest brak pełnej kontroli, nad procesem edukacyjnym. Czarnek i jego patoedukatorzy, nie wiedzą co się tak naprawdę w domach dzieje, o czym się mówi, jakie treści się dzieciom wpaja i czy aby są one zgodne z linią programową partii. Nie ma metody żeby to jednoznacznie sprawdzić. Bo oczywiście Czarnka nikt normalny do domu nie wpuści, a jeśli już to raczej dla fanu, żeby natychmiast poszczuć go psem.

Podobnie progu domu nie ma prawa przestąpić żadna głupia pinada typu Nowak, bo dom to strefa prywatna, więc wypierdalać. Nikt nie jest też w stanie narzucić rodzicom, z kim dzieci mają się spotykać lub nie spotykać w ramach hipotetycznych w tym przypadku „zajęć pozaszkolnych”. A jeśli do domu zostaną zaproszeni na przykład przedstawiciele organizacji czy ruchów zwalczanych bezwzględnie przez faszystowskie państwo i jego system edukacyjny, to Czarnek i przyjaciele mogą nam w tym wypadku naskoczyć.

Idąc dalej, nikt nie jest też w stanie sprawdzić, czy na zajęciach z historii lub jakiejś innej wiedzy o społeczeństwie i świecie, rodzice-edukatorzy, korzystają tylko z zalecanej broszury propagandowej niejakiego Roszkowskiego, czy raczej dają szerszy wykład oparty o fakty, skwapliwie pomijane przez oficjalną szkołę. Choćby to, że Polacy to często gęsto małe skurwysyny, a nie tylko dumny naród, przepełniony godnością, niczym pozostałościami po skomplikowanym procesie trawienia.

Oczywiście progu domu czy też furtki posesji nie przekroczy też żaden pierdolony katecheta, co oznacza, że dziecko może czuć się zdecydowanie bezpieczniej, i fizycznie i intelektualnie. Rzecz jasna są pewne wyjątki, ale ich nie bierzemy pod uwagę. Po prostu zdalne nauczanie dla swoich dzieci wybierają przede wszystkich ludzie mentalnie do tego przygotowani, mający odpowiednie możliwości intelektualne, otwarte na świat, o szerszych zdecydowanie horyzontach niż większość biomasy, nota bene zakochanej bezgranicznie w lubelskim bucu, wychowanku wujka księdza.

Trzeba też zauważyć, że dzieciaki ucząc się w domu, nie spotykają się z patologicznymi kolegami, i coraz bardziej patologicznym systemem edukacji zbiorowej, nikt im nie mówi jakie t-shirty mogą nosić, a jakich nie i że spodnie dresowe nie pasują do powagi publicznej a de facto jednak katolickiej szkoły. Żadnych też kurwa apeli pamięci, czy jebanych rekolekcji i kar za brak szacunku dla wiary przodków.

Czyli podsumowując właśnie dlatego taki model nauki wywołuje furię w ministra Czarnka, burzy jego plan wychowywania wedle jednej sztancy wiernych choć bezrozumnych, posłusznych, bezwolnych i głupich jak jego but synów ojczyzny. Dlatego obcina kasę na wirtualne szkoły, nazywa to „patologią” będąc jednocześnie sam jedną wielką chorobliwą jednostką patologiczną. Tak, bezwzględnie, cała szkoła Czarnka to dziś jedna wielka patologia. Im szybciej chuja się pozbędziemy tym lepiej. Nie dla nas lepiej. Lepiej dla naszych dzieci, bo przecież nie chcemy żeby były one kretynami, wiernymi kserokopiami ministra.

0 komentarzy dotyczących “Strachy ministra

twój komentarz:

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.