KULTURA&MEDIA

Klęcząc na groszku

No wiec z tym Black Eyed Peas to było mniej więcej tak (uwaga, wersja nieautoryzowana, oparta na przeciekach wprost od woroniczowych wiewiór)… Po wtopie z panią Malanią, która wycofała się w ostatniej chwili, sytuacja była bardzo, ale to bardzo niekomfortowa. Walił się przekaz o Sylwestrze Marzeń. Kurwica wylewała się przez wszystkie okna telewizyjnego wieżowca.

Tak na marginesie, cały czas trwa wewnętrzne dochodzenie, kto tę Melanie wymyślił i dlaczego nie przewidział, że jej odwali, co swoją drogą było wyjątkowo łatwe do przewidzenia, zwłaszcza dla kogoś kto choć przez moment obserwował jej karierę. Chcą w to wrobić i za jaja powiesić pana Tomka, choćby dlatego, żeby go wreszcie ujebać i pokazać kto tu rządzi i że nie jest tak, że rządzi tu jego była żona. Ale to nieistotny w sumie szczegół i wedle mnie to pudło, ale niechaj się gryzą.

W każdym razie po rezygnacji wspomnianej Melanii, zaczęło się gorączkowe, całonocne, a nawet dwunocne, poszukiwanie zastępcy. Ktoś, nie do końca wiadomo kto, powiedział, że ma w Stanach znajomego, takiego menago dobrze zorientowanego w rynku, więc może do niego zadzwonić i może on coś wymyśli. Tak zrobili.

No i po paru godzinach przeszła propozycja, ponoć na tacy były dwie propozycje, plus kontakty do reprezentujących ich agentów. Bliższych szczegółów brak, może z czasem coś się jeszcze wyjaśni, w każdym razie stanęło na Black Eyed Peas, który to zespół był w owym pakiecie.

Agent nieco wybrzydzał, że na ostatnią chwilę, że za daleko, że nieco inne plany mają, no ale – dodał na końcu – wszystko jest oczywiście kwestią ceny. Żeby stestować zamiary ewentualnego kontrahenta, może go nawet zniechęcić, rzucił tak zupełnie z sufitu milionem baksów, płatnych od razu, plus zwrot kosztów podróży plus dodatkowe warunki o których zaraz. No i karpie z Woronicza to łyknęły.

Zaczęło się nerwie czytanie umowy, bo zespół przysłał swoją własną, zaznaczając że w sytuacji jaka jest, możliwości negocjowania są niewielkie, żeby nie powiedzieć żadne. A tam jak wół między innymi stało, że kapela wspiera różne takie ruchy w tym to LGBT i w trakcie koncertu zamierza to zamanifestować. No tak twierdzi Wiewiórka, które miała papier w ręku i uczestniczyła w tłumaczeniu i dalszych rozmowach.
„Pasi?” – zapytano.
No nie bardzo, odpowiedział Woronicz.
„Skoro nie pasi, to do widzenia, zawracacie dupę. Do zobaczenia być może w innych okolicznościach, a teraz to niech wam pan Jacek wyjdzie z gitarą i zaśpiewa”
Mimo, że wybiła już czwarta nad ranem, zrobiło się gorąco. Wszystko mogło się znów zawalić.
„Spokojnie, spokojnie, proszę nie nie denerwować” – zareagował po krótkiej naradzie Woronicz, a w zasadzie pan Robert, który był głównym pilotującym sprawę.
„Niech wam będzie, przykro że za taką kasę stawiacie nas jeszcze pod ścianą, ale nie mamy wyjścia. Jesteśmy w stanie zaakceptować wasze warunki, ale coś za coś. Powiecie coś miłego o Polsce, ze to fajny piękny kraj i ludzie piękni tacy, zajebiści, co wy na to?”
„Okey, spoko, da się to zrobić”
„Czyli jesteśmy dogadani.Podpisujemy”

W dużym skrócie i uproszczeniu tak to mniej więcej się odbywało, taki schemat negocjacji obowiązywał.

No i teraz sprawa być może podstawowa. Czy wiedział o tym wszystkim prezes?
Wedle jednego ze źródeł nie do końca wiedział, to znaczy wiedział, że z kimś negocjują, ale nie znał końcowych szczegółów. Albo go to nie interesowało, albo… Tu od razu pojawia się teoria spiskowa, że specjalnie przed nim ukrywano szczegóły, żeby go wrobić i pokazać, że nad niczym nie panuje. NIe to co Jacek. Te opaski miały być więc strzałem w jego kolano. Wedle mnie wszystko to wątpliwe, ale na pewno będzie to jeszcze jakoś międlone.

Inne ze źródeł twierdzi, że prezes M wiedział o wszystkim, na wszystko dawał swój akcept, punktem honoru była bowiem „gwiazda” na koncercie, żeby skały srały i nieważne jakim kosztem. Resztę widzieliśmy, to znaczy widzieli ci, co zdecydowali się to oglądać.

Niechcący, a może chcący wygadał się też pan Kammel, mówiąc że sceny, że „wszystko było umówione na najwyższym szczeblu. Włącznie z każdym elementem stroju”. Dolał więc oliwy do ognia, no i tym samym zaczęło się dochodzenie i dociekanie o co chodzi, kto za tym spiskiem stoi, gdzie są winni i dlaczego mimo upływu 48 godzin nie ma jeszcze dymisji. Rozwojowa być może robi się ta sprawa, nic tylko czekać, aż inny prezes, ten ważniejszy, nieco wydobrzeje, zejdzie mu znieczulenie, ogranie jako tako rzeczywistość i podejmie słuszną jak zwykle decyzje. Choć zawsze jest nadzieja, że kto jak kto, ale on problemy środowiska LGBT znakomicie rozumie.

2 komentarze dotyczące “Klęcząc na groszku

  1. Młotek-papotłuk „zabił mnie”, że tak powiem… Czego oni NIE są w stanie wymyślić?

    Polubienie

  2. wiesiek

    To nie jest 100 % prawdopodobieństwa ze tak było. !! Moim zdaniem autor w wyrazie solidarności nie chce powiedzieć „‚ mam przecieki'”moi ludzie opowiedzieli ‚ czy „znalazłem na wycieraczce”
    Jaja jak berety Ale czy rządy tych co dla jaj chyba nazwali się „prawi i sprawiedliwi” cokolwiek wychodzi.
    Tylko nie gadajcie mi ze to rozdawnictwo bo to był zamierzony strzał by obdarowany byl wdzięczny i dal głos a po juz poszło.
    Ci co wzięli cokolwiek sa jak dziady proszalne obdarowane jałmużna bo nie wiemy co z nimi począć.I jeszcze idioci za dostarczone ochłapy ciesząc się powiadają 13,14 „emerytura”
    Oby was pajace obesrało z takimi emeryturami

    Polubienie

twój komentarz:

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.