SZUM&POCHODNE

Szturm zagłodzonych przez Tuska

Tak wyszło, że jest akurat poniedziałek i starym zwyczajem udałem się na lekkie podreperowanie zasobów mojej lodówki, tym bardziej, że nie obchodzę i nie honoruję żadnych jebanych świat, więc i na zapas za bardzo nie kupuję. Zachodzę ci ja do najbliższego mi supersamu (bez logo proszę) i co widzę? Tłum nieprzebrany, niczym na mszy dziękczynnej po śmierci Karla von Wadovic. Przecisnąć się trudno do ołtarza. Największe z wózków zapakowane po sam szczyt.

Naród wygląda na wygłodniały, spragniony, oznaki niedożywienia wprost wylewają się spod kurtek, niektórzy jakby pierwszy raz od miesięcy w sklepie byli i przez moment zastanawiałem się, czy aby nie szykuje nam się jakiś cały tydzień wolny, coś co przeoczyłem, no bo tylko to w jakiś sposób uzasadniałoby tę nadzwyczajną pazerność (i zapobiegliwość) obywateli najśmieszniejszej z najjaśniejszych rzeczpospolitych.

Przeżyłem, przetrwałem jakoś, wytopiony w kilometrowe kolejki, obserwując te zwłaszcza gospodynie z (prawdopodobnie) mężem na za krótkiej moim zdaniem smyczy, pilnujących tych półlitrówek zakopanych pod prowiantem dla wygłodniałej rodziny, płacących na dodatek, wcale nie małe rachunki, monetami po dziesięć groszy i wykłócających się o promocje.

Nie byłoby może w tym nic aż tak bardzo dziwnego, choć frustrujące to jest, gdyby nie moja wczorajsza wieczorna wizyta w przydomowym śmietniku. Wiadomo, śmietnik jak śmietnik, same śmieci, ale tym razem specjalnego rzekłbym sortu.

A chodzi o to, że tuż przed tak zwanymi świętami, dokładnie ta sama ludność tubylcza zbita w masę, heroicznie atakowała dokładnie ten sam (i jemu podobne) supermarket, mniej więcej w tym samym celu co i dziś, więc nic dziwnego, że teraz, to znaczy wczoraj, większość owego dobra, trafiła na śmietnik. Popakowane w folie chleby (fakt, wątpliwej jakości), owoce, trochę warzyw, przeterminowane, jeszcze zafoliowane mięso, resztki postnego bigosu, tu i ówdzie rozrzucone wyspy nieskonsumowanej sałatki z majonezem, kawał łososia o kolorze bynajmniej już nie różowym… długo by wymieniać asortyment świąteczny odarty ze świętości.

No i dziś, ten sam jak mówię naród, w odruchu zapewne nieco chrześcijańskim, rzucił się do sklepowych półek, by uzupełnić pustkę po tym co wczoraj bezceremonialnie wypierdolił na śmietnik i co ponownie wyrzuci wieczorem w święto trzech żuli, lub najdalej we wtorek rano. No niby średnio mnie to wszystko powinno obchodzić, ale z drugiej strony na pewno nie ułatwia to zrozumienia, co takiego w przeciętnym człowieku siedzi, że w podstawowych czasem zachowaniach, wyziera z niego nieokrzesany chuj, często już po spowiedzi.

1 komentarz dotyczący “Szturm zagłodzonych przez Tuska

  1. Piotr's awatar

    Akurat że świątecznym żarciem nie mam problemu, bo jestem rodzinnym pasożytem, który przychodzi na gotowe. Aczkolwiek często te świąteczne wizyty kończą się przejedzeniem, bo bywam łakomy. Taka słabość… W swoim gospodarstwie domowym nie mam problemu z nadmiarem żywności – ja również zaopatruję się raz w tygodniu w supermarkecie, żeby nie tracić czasu na zakupy. Chleb i mięso mrożę, gotuje tyle ile zjadam, kości odkładam dla znajomego psa. Niektórzy z tym kucharzeniem i zakupami mają istnego pierdolca, ale wydaje mi się, że to problem globalny. W konsumpcyjnym kapitalizmie wiele rzeczy się marnuje, bo ludzie muszą mieć wszystko, nawet jeśli nie są w stanie tego skonsumować. Dotyczy to nie tylko jedzenia, ale też różnego szmelcu.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Piotr Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.