Jak zapewne wiecie, sam zresztą o tym krótko wspominałem, interwencja poselska pana Brauna, polegająca w skrócie mówiąc, na ratowaniu siedziby sejmu przed niebezpieczeństwem pożaru poprzez zgaszenie żydowskich świec w środowisku patoprawicy, zwłaszcza tej skonfigurowanej turbopatriotycznie, wywołała autentyczny zachwyt. Nareszcie ktoś – czytaj Braun – zdecydował się, aby czynnie zaprotestować, aby powiedzieć stop szerzącej się w Polsce żydowskiej zarazie, wyobrażającej sobie bezpodstawnie, że to oni są najważniejsi, że im należą się szczególne prawa i to oni podlegają w związku z tym szczególnej ochronie.
Palą co chcą i gdzie chcą, za chwilę będą chcieli wymóc, aby w ich szabat w całym naszym kraju nie jeździć samochodami, nie oglądać telewizji i najlepiej razem z nimi kolebać się przy jakiejś ścianie, no więc pomyślałem sobie w związku z tym, iż dobrze, że wreszcie ktoś taki jak szanowny pan Braun, pomyślałem sobie, odważnie powiedział stop!
Chwała mu za to, plus dobra nagroda, pomyślałem sobie, zamiast kary. To nasz bohater, walczący o polskość Polski a takim, pomyślałem sobie, bezwzględnie należy się nie tylko szacunek, ale i zaszczyty.
Jako człowiek wyzuty z wszelkich uczuć religijnych i traktujący religię, każdą, bez wyjątku i taryfy ulgowej, jako zło w czystej i w niezmąconej postaci, pomyślałem sobie przeto, że pana Brauna również powinienem chwalić, uważać go za swojego bohatera, który czyni religijną czystkę także, pomyślałem sobie, w moim głębokim interesie, niezależnie od diametralnie różnych poglądów pozareligijnych. Inaczej mówiąc pomyślałem sobie, że oto pan Braun jest moim bohaterem. Szybko ochłonąłem jednak.
Niestety, pan Braun, nie wykazuje jak dotąd, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo, aż tak daleko idącej determinacji, w zwalczaniu symboli i obyczajów religii katolickiej, której bezwzględne, pomyślałem sobie, panoszenie się, jest absolutnie nieporównywalne z tym, co wyprawia judaizm.
Braun z nieznanych mi powodów czegoś takiego nie robi, póki co zadowolił się tylko zneutralizowaniem za pomocą gaśnicy proszkowej dziewięciu świec, mdłym płomykiem jarzących się gdzieś w bocznym sejmowym korytarzu. A przecież w sali głównej chociażby, nad drzwiami (tylko jednymi, nad drugimi jakoś go brak) wisi dość wykurwisty krzyż, uchodzący za symbol wiadomej religii, ale pan Braun dotąd nie pomyślał, myślę sobie, by na przykład strącić go tam gdzie miejsce jego za pomocą choćby długiego kija od szczotki. No, nic takiego niestety nie nastąpiło, myślę sobie, i myślę sobie też, że może jednak jeszcze wszystko przed nami, choć zapewne nie w wykonaniu pana Brauna, który jest tak samo bohaterem jak i tchórzem.
W każdym razie dążę do tego, że zaatakowanie tych biednych, niczemu nie winnych świec – słyszę ich krzyk, niczym krzyk bezbronnych zarodków mrożonych po in vitro – wpisujących się w symbolikę jednego z żydowskich świąt, było gestem nie tyle antyreligijnym, co przede wszystkim, myślę sobie, antyżydowskim. To w czystej formie antysemicki wybryk, myślę sobie, dający paliwo antysemickim nastrojom charakteryzującym od zawsze zdecydowaną większość polskiego narodu. Myślę sobie więc też, że dlatego właśnie ten aplauz i te wyrazy uznania i szacunku dla pana Brauna, te nieustanne próby pokazywania Żydom gdzie ich miejsce, realizowane czasem – jak historia uczy – w ekstremalnej wersji przy współpracy z ościennym narodem, zawsze było uznawane jako najwyższa forma patriotyzmu.
Narodowa, patriotycznie zdefiniowana nienawiść do żydów, zwłaszcza w wykonaniu głęboko katolickiej patoprawicy, skutkuje również tym, iż owa w wierze swej unurzana po pachy patoprawica, bezwarunkowo wręcz, myślę sobie, solidaryzuje się obecnie z narodem palestyńskim, czyli z „arabusami„, „islamistami„, „brudasami” i „ciapatymi„, wprost ich językiem mówiąc, dziesiątkowanymi raczej bezlitośnie przez naród izraelski. Takiego poparcia dla nosicieli islamu nie notowałem już od dawna i jestem tym autentycznie zaskoczony i zdziwiony.
I myślę sobie też, że proces ów przyjmuje kuriozalne dość oblicze, bowiem z jednej strony, tu w Warszawie, we Wrocławiu, gdzieś tam jeszcze, Żydów jebiemy jak się patrzy, a Palestyńczyków kochamy miłością wręcz bezwarunkową, no bo oni przecież też tych Żydów rezają, głowy odcinają jak nie przymierzając kozom lub baranom, i kochamy ich za to, bijemy im barwo, mimo, że w tym samym wręcz czasie, ta sama patoprawica zjednoczona w zachwycie swym nad palestyńskim bohaterstwem, ale chwilowo zmobilizowana, w piękne polskie mundury odziana, z orzełkami na hełmach, tu i ówdzie z kotwicą Polski Walczącej na rękawach, i skoszarowana na wschodniej granicy, bezdyskusyjnie patoprawicowa i patologiczna, jebie i gnębi, prześladuje, kopie, przerzuca przez płoty, razi paralizatorami, islamskich w istocie uchodźców, zdarza się, że i owych Palestyńczyków także, w niczym tu nie ustępując, myślę sobie, jeśli o bezwzględność i metody chodzi, od owych Żydów robiących jesień średniowiecza w palestyńskiej enklawie nad Morzem Śródziemnym.
No i myślę sobie też w związku z tym, że coś nie tak u nich, znaczy się u tych patoli z patoprawicy, coś nie tak jednak z głową, bo nie można być jednocześnie, tak myślę sobie, antysemitą z zakutym łbem i sympatykiem, oraz obrońcą „ciapatych„, traktującym jednocześnie tych „ciapatych” pałą, kolbą karabinu, paralizatorem, granatem hukowym czy karabinową salwą, z rozbawieniem się przyglądając, jak ci z głodu, zimna i chorób zdychają pod rachityczną sosną w samym środku lasu. I myślę sobie, że coś mi tu wybitnie nie gra.

Polacy to klasyczne przypadki schizofrenii nie tylko w opisanym przypadku. Nie ma co się dziwić.
PolubieniePolubienie