🆕 Media poświątecznie doniosły, że w tru(m)powej Ameryce nasila się polowanie na Polaków, to znaczy na nielegałów z Polski. Wyłapują jak leci, i co wpadnie pod rękę: głuchy, ślepy, z nogami, lub bez rąk, z dzieci, bez różnicy, jakoby liczy się sztuka. Zatrzymanych i odesłanych do Burczystanu nad Wisłą są już setki.
Znany jest przypadek jednego takiego, co to przesiedział na nielegalu 30 lat (!), dorobił się (oprócz żylaków) szóstki dzieci, chwalił Tru(m)pa za to, że goni lewaków, wyrzuca za granicę Meksów i innych beżowych Karaibaczan, no i proszę… ponieśli i wilka. Wpadły icki (przypis: ICE – urząd celno imigracyjny) i tak jak stał, w majtkach, ale bez skarpetek, do pudła a potem do domu, pod samiuśkie Tatry.
Jak już tu nie tak dawno pisałem, wspomniane icki mają ułatwioną robotę, bowiem tamtejsi Polacy i wszelka mniejszość etniczna za Polaków się podająca, z poczuciem nie tyle może obowiązku, co przede wszystkim katolickiej chęci zaszkodzenia bliźniemu, dojebania mu na wszelkie sposoby, konsekwentnie donosi wspomnianym służbom, kto jak się nazywa, ile lat tu siedzi, gdzie mieszka i co robi. Icki wręcz mówią, że z żadną mniejszością nie współpracuje się tak dobrze jak z Polakami, mają bowiem głęboko zakorzenione „poczucie obowiązku”, jak twierdzi rzecznik ICE.
Jakieś nie jestem zdziwiony, gdyż donoszenie na sąsiadów i konkurentów, szmalcownictwo, tempa zemsta, nienawiść do lepiej ustawionych, którym lepiej się powodzi, prymitywna zazdrość, to cecha może nie wszystkich Polaków, ale za czyste intencje tych hamerykanów z bożej łaski i zza oceanu, złamanego grosza bym nie dał. Uogólniając, to rodzaj dziedzictwa wyniesionego po przodkach z szeroko rozumianego Podkarpacia, Podhala, Podlasia, Lubelszczyzny, generalnie owych pozostałościach mentalnych zasiedleńców okopanych między Bugiem a Odrą.
❗️ Oczywiście polowanie trampowskich icków na element polski, w niczym nie umniejsza platonicznej wręcz miłości jakim element powiedzmy wolski (ze skoczną nutką podhalańskich skrzypiec) darzy pomarańczowego chuja z Waszyngtonu, ale mamy do czynienia z pewnym jednak stanem umysłu, z czym trzeba się pogodzić. To rzecz tak samo nieuleczalna jak rak trzustki późno wykryty.
Sam proceder deportacji jest dla nas o tyle niebezpieczny, że do Polski, do owego Burczystanu jako się rzekło, wróci element zasadniczo niekompatybilny z czymkolwiek, który na dodatek, po powiedzmy tych 20 czy 30 latach, nic nie kuma z tutejszej rzeczywistości, stanie się zawodowym bezrobotnym, żulem zachlewającym się z żalu gorzałą, którego my wszyscy będziemy utrzymywać i składać się na jego leczenie. I nie daj bosze to coś pójdzie jeszcze do urn. Coś ty nam Tru(m)pie, pomarańczowa ludzka spierdolono, uczynił tym nawiedzeniem i zidioceniem swoim…

0 komentarzy dotyczących “Icki nie biorą jeńców”