🆕 Luknąłem sobie co nieco, na te wszystkie filmiki z obchodów rocznicy powstania wielkopolskiego, no i wychodzi mi na to, że oto z kolejnej rocznicy zrobiono imprezę kibolską (proceder trwa zresztą od wielu lat i nikt na to jakoś nie reaguje), że skurwieniu ulega kolejna rocznica. Druga po 11 listopada.
Pocieszam się jednocześnie tym, iż wygranych powstań, bitew, potyczek i tego typu eventów, w historii Polski nie ma za dużo, lista jest krótka, więc może na tym się skończy. Choć przykład kolejnych „hucznie” obchodzonych rocznic powstania warszawskiego pokazuje, że nawet z totalnych klęsk i nieszczęść, z braku laku i sukcesów, brać kibolska jest w stanie zrobić swoje wielkie święto.
Mieliśmy przeto w Poznaniu pokaz siły i liczebności przyszłych zapewne oddziałów szturmowych polskiej pato-faszo-prawicy, sądząc po okrzykach i sympatiach, takich trochę formujących się na wzór SA (Sturmabteilung ) w wydaniu polsko-słowiańskim, aczkolwiek nie chce iść w tych porównaniach za daleko. W sumie to ciągle jeszcze nie to samo, to nadal tylko i wyłącznie bardzo luźne moje skojarzenia. A tak przy okazji, w roli Herr Röhma, to kogo widzicie?
Od razu protestuję, moi drodzy i przestrzegam, nie brnijmy w tę uliczkę, to nie ta liga i nie te czasy, nie ten wzrost i aparycja, a poza tym Röhm to był gej, nawet zbytnio się z tym nie krył, czyli raczej brak tu odniesienia (raczej). Trzeba jednak też pamiętać, że Röhm, dla znających go i o niego się ocierających „sprawiał wrażenie typowego brutalnego oprycha”, więc jak się chce, to zawsze jakieś punkty styczne się znajdzie. Określenie „brutalny oprych” ma w każdym razie potencjał rozwojowy. Tak sądzę, trzeba obserwować. No, ale jak mówię, na wszelki wypadek nie drążmy już dalej tego tematu, bo przypominam, że miało być o powstaniu wielkopolskim i jego obchodach, a nie o szukaniu pewnych historycznych analogii i podobieństw.
Więc, obchody wielkopolskiego triumfu, żeby na chwilę wrócić do tematu, były z przytupem i narodowo-socjalistycznym wypierdem, a w towarzystwie kiboli i elementu patriotycznie kompatybilnego, zameldował się rezydent, czuł się swojsko bardzo, jak w niebie (no bo przecież nie w piekle, to jeszcze nie ten czas), wśród tych wszystkich aniołków spod trzepaka i spod sztangi. Pokrzyczał też, powrzeszczał, przypalił lub przysnusił, wszystko wyglądało niczym wieczorna ustawka przy ruchliwej autostradzie.

0 komentarzy dotyczących “Snusmen w Poznaniu”