Niecałe dwa tygodnie temu, w niedzielę 23 kwietnia, odbywały się tak zwane obchody narodowego dnia czytania tak zwanego pisma świętego (proszę mi nie wytykać błędów, piszę z małej litery celowo). W Polsce jesteśmy już przyzwyczajeni do różnego rodzaju odjazdów i zboczeń, wszystkie oczywiście narodowe, jedno więcej nie robi raczej wrażenia. Tyle, że jak się teraz okazuje w czytanie tego „pisma” została zaangażowana przynajmniej połowa armii, jeśli nie znacząca większość. Na rozkaz oczywiście.
To by nawet wiele tłumaczyło: wojsko się modli, klęczy, krzyżem leży, a ruskie rakiety latają nam nad głowami, bo nie ma ich kto namierzyć i zneutralizować. Wszyscy się modlą.
Więc może by warto do Ruskich taki apel wystosować, im szybciej tym lepiej:
🇵🇱 „Drodzy wrogowie, prześlemy wam kanałami dyplomatycznymi aktualny grafik obowiązkowych modlitw w Wojsku Polskim, uprzejmie prosimy w tym czasie nie odpalać w naszym kierunku żadnych rakiet, nawet atrap z betonowymi głowicami, bo nie mamy czasu na ich śledzenie i ewentualne późniejsze poszukiwanie. Modlitwa to świętość, bóg by nam nie wybaczył gdybyśmy zaniedbali ten najważniejszy z żołnierskich obowiązków. Więc z łaski swojej powstrzymajcie się w tym czasie od jakiejkolwiek agresywnych gestów. Z góry dziękujemy za poważne potraktowanie naszej prośby”.
Co prawda ta jak na razie najsłynniejsza z rakiet, ta spod Bydgoszczy, pochodzi mniej więcej z grudnia, ale tak naprawdę to nikt nie wie, co tam jeszcze mamy w zanadrzu, to znaczy ile takich rakiet przeoczono i gdzie sobie teraz w spokoju spoczywają, aż ich przez przypadek nie odnajdzie za czas jakiś raczej przypadkowy grzybiarz. Wszystko przed nami.
Natomiast z tymi modlitwami to nie żart, bo parę dni przed tym „narodowym czytaniem” MON pismem Pawła Dychta, wicedyrektora tzw. Departamentu Edukacji, Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Al. Niepodległości 218, tel. + 48 261 840 117) nakazał żołnierzom, by tłumnie angażowali się w przedsięwzięcie i wspólnie czytali biblie w jednostkach, dając tym samym wyraz swojego patriotyzmu i niezachwianej wiary w boga. No, w takich kategoriach postrzegany jest w tej chwili obowiązek obrony ojczyzny.
Nie wiem szczerze mówiąc, po kiego chuja w takim razie Błaszczakowi te czołgi i inne bajery za miliardy, ostatecznie wystarczyło by parędziesiąt tysięcy polowych ołtarzy, dywizja kapelanów (mogą być pedofile, bo w armii tylko osiemnastki lub starsi), oraz zamiast Raka czy innego Kałasza, biblia w wydaniu kieszonkowym i różaniec dla każdego żołnierza (dla generałów i starszych oficerów w bursztynie i złocie).
Okazuje się teraz, po niezbędnych podliczeniach, że żołnierze wcale tak tłumnie nie odpowiedzieli na apel pana Dychta, co spowodowało rodzaj niekontrolowanej frustracji w najwyższym kierownictwie. Bo jak to tak, był rozkaz do czytania i wspólnej modlitwy, a tu brak chętnych by rozkaz z honorem wykonać? Więc jak ćwierkają wróble, rusza właśnie ciche śledztwo, by ustalić co takiego się stało i kto jest winny. Śledczy mają zlokalizować prowodyrów, którzy protestowali i namawiali do nieuczestniczenia w tej szopce, a na dodatek donieśli jeszcze mediom co się dzieje i że coraz gorzej jest, bo zamiast się szkolić „coraz częściej jesteśmy zmuszani do brania udziału w uroczystościach kościelnych. To nie wojsko, to coraz bardziej seminarium duchowne” – jak wyraził się jeden z sygnalistów, wcale nie odosobniony. Czyli zdrada tajemnicy wojskowej wchodzi jeszcze w grę. Kryminał jak nic!
Kiedyś w czasach zamierzchłych, choć niesłusznie zapomnianych, w żołnierskich świetlicach organizowano obowiązkowe czytanie „Trybuny Ludu” (lektura uzupełniająca „Żołnierz Wolności”) i oglądanie Dziennika Telewizyjnego. Teraz niewiele się w sumie zmieniło, Dziennik Telewizyjny ogląda się na rozkaz nadal, tyle że pod lekko zmienioną nazwą (w wielu jednostkach zablokowano ponoć dostęp do TVN), a „Trybunę” zastąpiono pismem świętym, co w sumie na jedno wychodzi. Brednie to brednie, żadna różnica.
Ale to nie koniec historii. Oto pojawiły się sygnały, że w niektórych jednostkach opornym i broniącym się przed udziałem w „czytaniu” już zostały pod fikcyjnym zazwyczaj pretekstem, cofnięte urlopy i ponoć mają też duże szanse na to, by nie załapać się na roczne nagrody. Ręka polskiego kościoła trzymająca za jaja generałów jest jak widać po swojemu sprawiedliwa i wyjątkowo rychliwa, tudzież mściwa.
Na swój sposób pocieszające jest może to, że w niektórych jednostkach, głównie na nazw flance zachodniej, dowódcy przeczytali pismo pana z MON, popukali się głowę, a następnie wrzucili je na samo dno szuflady i nawet nie powiedzieli podwładnym o co chodzi, żeby po pierwsze ich nie wkurwiać a o drugie siebie samego nie ośmieszać. Jak do tej pory nie udało nam się ustalić, czy nadal są dowódcami czy może już niekoniecznie. No i na koniec naprawdę dobra wiadomość. Otóż jest taki pomysł w łonie światłego kierownictwa MON, żeby za wrogi stosunek do religii, a zwłaszcza ateizm, przyznawać na komisjach kategorię D lub nawet E (w przypadku apostatów), czyli czasowo lub trwale niezdolny do służby wojskowej. Hej młodzi, chyba nie muszę wam mówić co trzeba robić.
A niektórzy ciągle mylą laicyzację z totalną klerykalizacją.
PolubieniePolubienie
Dlatego w ocenie amerykańców najlepsze wyposażenie w polskiej armii mają kapelani wojskowi, nowe kropidła bojowe. A męstwo to filar, który daje wygodę i bezpieczeństwo psychiczne tym, którzy są blisko byłego szefa MON Szalonego Antonego.
PolubieniePolubienie
Nie wiem czy tacy Rosjanie uszanują nasza religijność i pozytywnie ustosunkują się do prośby. Mam wątpliwości ale próbujmy ostatecznie miano idiotów Europy do czegoś zobowiązuje
PolubieniePolubienie