Biskup Ireneusz Pękalski, pokornie odbębniający służbę bożą w garnizonie modlitewnym Łódź, szarzej nie jest mi znany, a w zasadzie w ogóle nie jest mi znany, co mogłoby oznaczać, iż jest w miarę normalny. Gdyby był nienormalny, gdyby mu odpierdalało, tak jak zwyczajowo odpierdala licznym jego kolegom, to z pewnością był o nim słyszał. Przy okazji pytanie: co to znaczy „normalny”, jakie są tego objawy i jaka jest granica owej normalności, to znaczy w którym momencie uznajemy, że temu czy innemu panu odjebało już na całego, a który jeszcze nie przekroczył owej cienkiej czerwonej linii. To oczywiście zupełnie odrębny temat, nie na dziś, tylko na kiedyś, na kolejny obszerniejszy tekst.
Niestety, życie uczy, że wcześniej czy później każdy z nich, nawet ten rokujący nadzieję, ową magiczną czerwoną linię przekracza. I to jest właśnie przypadek Pękalskiego, który w mojej subiektywnej ocenie, raczej niczym szczególnym się dotąd nie wyróżniał i jeśli mam być szczery, to dużo więcej mówi mi nazwisko wampira Pękalskiego (nie mylić z Pękalą, tym od Popiełuszki), niż Pękalskiego biskupa, z chrystusowego garnizonu Uć, światłe dowodzone przez Rysia (nota bene też niby normals, ale coraz bardziej podejrzany).

No dobrze, ale o co chodzi z naszym panem Irkiem?
Otóż pan Irek biskup Pękalski, przy jakiejś okazji, na której to sens i okoliczności nie zwróciłem po prostu uwagi, wygłosił opinię, iż „lekarzem leczącym ludzkie duchowe i fizyczne choroby jest Jezus Chrystus”, i nikt inny. Mógł zachować milczenie i się nie wychylać, tymczasem pozazdrościł sławniejszym kolegom, zdiagnozowanym od dawna i niestety nie leczonym, co być może źle świadczy o Jezusie.
Oczywiście teza o wspaniałym lekarzu Chrystusie, nie jest niestety nowa, bowiem w różnych konfiguracjach słyszałem ją już wielokrotnie, przeto w tym sensie biskup Pękalski nie jest odkrywcą, nic nowego, ani sensacyjnego nie powiedział. Powtórzył po prostu do cna zgrany komunał, po wielokroć obśmiany badziew dla przygłupów i szkoda to wielka, bo mógł błysnąć czymś oryginalniejszym, jak już koniecznie chciał błysnąć. Zmarnował chłop swoją szansę, choć dzięki temu dopisałem go do swojej listy kościelnych dostojników wymagających stałej obserwacji, w tym monitorowaniu stanu zdrowia psychicznego.
Zasadnicza kwestia jaka teraz przed nami staje, to odpowiedź na pytanie, kto w te banialuki seryjnie wypowiadane z ambon wierzy, a kto gada, tylko po to by gadać, mając wszystko centralnie w dupie. Wedle skromnych moich obserwacji, raczej nikt nie wierzy, choć oczywiście szansa znalezienia gdzieś kogoś zaczadzonego zawsze istnieje. Przede wszystkim nie wierzą w to ci, co wygłaszają te dyrdymały, wcześniej seryjnie takie głodne kawałki wymyślając.
Prosty na to dowód. Otóż od czasu do czasu, widuję w aptekach panów księży i nie sądzę, żeby wpadali tam w celach czysto towarzyskich, albo po prezerwatywy czy plastry na odciski. Wymachują bowiem receptami, na których aż się roi od antybiotyków, probiotyków, czy innych takich specyfików koniecznych do postawienia człowieka na nogi, gdy w stanie jest zdrowotnego kryzysu. Więc dociekam: na chuj te księdze tam stoją i na chuj kupują te piguły, skoro ichni pan Jezus wszystko od ręki załatwia, za kawałek różańca i modlitwę w częstochowskim rymie utrzymaną? Ból gardła opanowuje w godzinę, zapalenie płuc w pół dnia, a na wyleczenie raka potrzeba mu dnia, no może dwóch, jak przypadek bardziej skomplikowany. Więc coś się tu nie zgadza.
Oczywiście jestem daleki od odmawiania / zakazywania księżom wstępu do apteki i nie będę się też domagał ekskomuniki za ten występek i sprzeniewierzenie się własnej wierze. Wręcz przeciwnie, kibicuje im.
❗️Na swój sposób cieszę się bardzo z ich postawy i uczynków, bo korzystając z apteki i z dobrodziejstw zgromadzonych tam leków, poniekąd kontestują, żeby nie powiedzieć ignorują na całego, tezę o cudotwórcy Jezusie, który jednym skinieniem palucha, tego którym jeszcze przed chwilą w nosie dłubał, leczy wszystko i wszystkich jak leci.
Zakładam więc i nie mylę się raczej, że wszyscy ci księża, wystający od czasu do czasu w aptekach, zdecydowanie bardziej wierzą w umiejętności i wiedzę lekarza, niźli cudowne moce nie do końca zdiagnozowanego Judejczyka, który skończył tragicznie, bo sam siebie nie potrafił uzdrowić z urojeń które go prześladowały. No tak to mniej więcej widzę.
Poza tym, wszyscy ci złotouści nosiciele nowiny o cudownych zdolnością i możliwościach pana JCH, wszyscy ci wspaniali biskupi i arcybiskupi, ci łagrze i arcyłgarze, przy najmniejszych nawet objawach banalnego kataru, nie mówiąc o kaszlu, czy dokuczliwym łamaniu w kościach, w te pędy zapieprzają do najbliższej lecznicy, zazwyczaj wypasionej, za ekstra abonament, lub do szpitala rządowego (zapytajcie na Wołoskiej jaki przerób tego mają) i ani im w siwych zazwyczaj łbach, zdanie się na łaskę czy niełaskę jakiegoś fircyka sprzed wieków, jeśli takowy w ogóle istniał. No nie ma po prostu takiej możliwości.
Powiem wam jeszcze więcej, otóż całkiem spora cześć z tych panów, jeśli nie zdecydowana większość, nie za bardzo ufa skuteczności polskiej służby zdrowia i w celu wykurowania się, podróżuje do klinik zagranicznych, bo ich po prostu na to stać, bo nie po to drenują dziadków i babcie z ostatniej kasy, nie po to drenują państwo z ruchomości i nieruchomości, żeby zdawać się na wątpliwej czasem jakości obsługę ze strony polskiej służby zdrowia, nawet tej z teoretycznie najwyższej półki.
No a potem sami widzicie… Wyjdzie taki jeden z drugim, chujek nieobrzezany i durnej gawiedzi pierdoli od rzeczy o jakimś wspaniałym lekarzu i uzdrowicieli o nazwisku Chrystus a imieniu Jezus, ksywka Zbawiciel. Bezczelni manipulatorzy.

Horda Jurnych proponuje właśnie klauzulę sumienia dla farmaceutów, a więc taki aptekarz mógłby odmówić wydania leku księdzu katolickiemu i podobnie lekarz NFZ nie powinien go przyjmować. Skoro tzw „duchowni” mają swego lekarza/aptekarza to nie mogą obciążać finansów publicznych.
PolubieniePolubione przez 3 ludzi
Ciekawe czy jak zachoruje na raka będzie chciał pójść najpierw do Jezusa.
PolubieniePolubienie
On w niego wierzy tylko „służbowo”. Bardzo święta Teresa z Kalkuty kazała chorym cierpieć, bo to ponoć podobało się Jezusowi Ch., ale sama leczyła się w najlepszych klinikach. No i słała miliony dolców do centrali watykańskiej, dlatego kupiła sobie „świętość”.
PolubieniePolubienie
Drogi Revelsteinie !
Czy mógłbyś skomentować rozmowę D. Wielowieyskiej z A. Michnikiem ?
Bardzo proszę o odpowiedź.
PolubieniePolubienie
Nie czytałem jeszcze, bo zdecydowanie górę bierze moja bezgraniczna niechęć do Wojtyły, a jak jeszcze Michnik pisze, że broni Jana Pawła, to już w ogóle mnie odrzuca. Ale zerknę oczywiście, choć wiem że nawet ktoś taki jak Michnik nie będzie w stanie mnie przekonać, że Wojtyła to był fajny koleś i w ogóle bohater, którego powinniśmy wielbić tak jak nadal wielbimy, zamiast go się wstydzić. Nie wiem czy coś skrobnę na ten temat czy nie. Jeszcze nie wiem. Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Dziękuję.
PolubieniePolubienie