Powszechny w Polsce patos i buta, to mechanizm nakręcający tyleż śmieszne co i fałszywe poczucie dumy z narodowej przynależności. To pewien standard zachowania, chętnie przechwytywany przez wyjątkowo populistyczną i cyniczną władzę. Od długiego już czasu możemy obserwować ten niebezpieczny proces chorobowy.
Zarażeni syndromem pop-patriotyzmu są niezwykle wrażliwi i podatni na alergię, co oznacza, że wszystko, najmniejszą nawet krytykę Polski, uznają natychmiast i bezdyskusyjnie za obrażanie i ośmieszanie ojczyzny i narodu. Bo o Polsce można tylko z dumą i koniecznym przy takich okazjach patosem, bo ojczyzna to niepodlegająca krytyce świętość, obiekt bezdyskusyjnej czci i adoracji.
Nawet nie tyle krytyczny, ale choćby niewystarczająco czołobitny stosunek do mitów i symboli narodowych, to poważne przestępstwo, a każdy, kto próbuje znaleźć choćby drobną ryskę w tej naszej „narodowej szlachetności”, przypominając choćby niegodziwości, jakich się dopuszczaliśmy, bezdyskusyjnie uważany jest za zdrajcę i wroga, wręcz kryminalistę, wobec którego trzeba stosować wszelkie możliwe i dostępne w KK paragrafy.
Ów patos i owa narodowa buta ma też swoje koniecznie do życia, dyżurne rytuały. Znamy je wszyscy doskonale, każdy wielokrotnie z tym cyrkiem się zetknął.
Te defilady wojskowe, to wycieranie i podcieranie się flagą przy byle okazji (pamiętacie zapewne historię z jakim autentycznym chyba zjebem, który protestował przeciwko malowaniu na jezdni biało-czerwonych pasów dla pieszych, argumentując, że „nie godzi się deptać narodowe barwy”), ten hymn w coraz bardziej operetkowej odsłonie, te durne, puste i kabaretowe w swej istocie akademie ku czci i chwale, gdzie aż się roi od tyleż wzniosłego co i nudnego pustosłowia przemówień. Że rzygać się chce, to za mało powiedziane. Istotną cechą tego populistycznego patriotyzmu jest również idąca w parze buta, której wyrazem jest wywyższanie narodu, podkreślanie jego szlachetności i wyjątkowości.
To wyjątkowy obraz narodowej tępoty.
Można by tę pop-patriotyczną wrażliwość olać, wzruszyć ramionami i skwitować pobłażliwym uśmiechem, bo to przecież infantylizm, a z infantylizmami nie powinno się raczej dyskutować, tyle, że wszystkie tego typu odpały, są coraz częściej legitymizowane przez władzę jako obowiązujący standard patriotyzmu. Gdy tymczasem, w najlepszym wypadku, są zamachem na wolność słowa.
Nie wiem kto miały przebić ten napompowany smrodem balon narodowej dumy. A jest czego się wstydzić, bo to de facto problem (nie chcę używać słowa kultura) ludzi mentalnie ograniczonych, nieciekawych świata, obciążonych ponad miarę swą pozbawioną istotnej wartości „tożsamością”, to problem (kultura) klinicznych zapyzialców których pod dostatkiem i to wcale niekoniecznie tylko na zgubionych w interiorze miasteczkach i odciętych od normalnego świata wsiach. Rozejrzyjcie się wokół siebie, tu w Warszawie, w Łodzi, w Krakowie, nawet w Poznaniu, czy Gdańsku, tu też sporo tego narodowego zaścianka, tyle, że w wydaniu makro.
Polska tępota znana jest na całym świecie. I Polska z tego słynie z niczego innego
PolubieniePolubienie