Był kiedyś taki minister od rolnictwa, nazywał się Ardanowski, Jan Krzysztof Ardanowski, który szczęśliwie na czas jakiś zniknął z horyzontu, ale chyba znów odzyskał wigor, bo tu i ówdzie mówi się, że ma ochotę wrócić na ministerialne stanowisko, w każdym razie mocno lobbuje w tej sprawie. To postać i tragiczna i memiczna, może nie aż tak beznadziejnie beznadziejna jak jego poprzednik Jurgiel (to dopiero był kawał intelektualnego wała), ale też nie wyleci otwartym oknem, spokojna głowa.
Tak przy tej okazji to podzielę się z wami spostrzeżeniem, że oni w tym PiSie to wedle jakiegoś takiego dziwnego klucza ludzi na stanowiska dobierają. Ilość punktów dodatnich, preferujących kogoś na dany urząd, jest zazwyczaj odwrotnie proporcjonalna do IQ kandydata.
W parze często gęsto idzie też fizis, panują tu pewne niepisane standardy, co akurat w przypadku ministrów rolnictwa wydaje się być zastanawiającą prawidłowością. Spójrzcie na tego przywoływanego tu Jurgiela, spójrzcie na owego Ardanowskiego, na Pudę, Janowskiego Gabrysia (pamiętacie jeszcze tego oryginała? Mówią, że w wariatkowie przesiaduje), czy nawet Kalinowskiego, Sawickiego, o Śmietance nie zapominając. No każdy ładniejszy, przystojniejszy, z gęby tytani intelektu, nieprawdaż?

No ale kit z nimi, wróćmy na moment do Ardanowskiego.
Otóż wychylił się on ostatnio z tezą niesłychanie śmiałą. Gdzieś, nie pamiętam już teraz gdzie – wynotowałem jedynie cytat – powiedział że „myśliwi to ponad 120 tys. osób umiejących dobrze posługiwać się bronią, a spośród nich około 10 tys. to snajperzy. Wobec zagrożenia to ogromny zasób obrońców naszej ojczyzny, znających swój teren i jego ukształtowanie. Zasób ten należy wspierać jako element w struktury obrony”.
Oryginalna teza przyznam, w przypadku wprowadzenia tego w życie, to znaczy uznania tych zboków za „element w struktury obrony”, gwarantuje przyszłą całkiem dobrą zabawę.
Minister (były a pewnie przyszły) nie wysilił się jednak zbytnio, pojechał co prawda po bandzie, ale nie do końca. Jako spec od rolnictwa i przemysłu rolno-spożywczego, powinien też zasugerować wzmocnienie pozycji stojącego (ponoć) nad przepaścią polskiego przemysłu spirytusowego. Stało by się tak zapewne, gdyby tych włączonych w „struktury obronne” myśliwych, obdarowywać za gotowość służenia ojczyźnie deputatem odpowiedniej ilości alkoholu, czy to formie czystej (spirytus), czy z lekka przetworzonej (wódka).
Wiadomo przecież powszechnie, że to ulubiona używka myśliwych, element stabilizujący ich równowagę wszelaką, w tym psychiczną, oraz regulujący temperaturę ciała, tudzież poziom empatii. Sami byście się czegoś napili, gdy tak przyszło wam siedzieć w zimną noc na ambonie ze sztucer lub karabinem snajperskim między nogami i wypatrywać wroga przez tę lornetkę z noktowizorem, tak jak każdego innego jelenia wypatrujecie. No nie ma tu żadnej dyskusji, oni muszą się napić, bo inaczej nie funkcjonują. Trzeźwy myśliwy to ktoś bez zasad, ktoś kogo nikt z tego towarzystwa nie będzie traktował poważnie.
Patrząc na to z drugiej strony, te 120 tysięcy to całkiem spora liczba, ludzi zaprawionych w bezsensownym mordowaniu (nota bene po trzeźwości nikt w ten sposób by się nie zachowywał, nie mordował dla fanu), więc wystrzelają tych ewentualnych Ruskich czy kogo tam trzeba, niczym kaczki w rezerwacie nad Notecią. Pyk, pyk i tylko pióra po ruskim zielonym ludziku zostaną.
Zakładam również optymistycznie – i to jest ta druga strona medalu, i być może rozwikłanie tajemnicy dlaczego Ardanowski nie wspomniał o deputacie alkoholowym, choć powinien – że w międzyczasie, to znaczy pomiędzy „wcieleniem” ich w te obronne struktury, a pierwszym kontaktem z wrogiem, odymione i otumanione deputatem owe towarzystwo, dość skutecznie mam nadzieje wzajemnie się powystrzela. I nie jest to jakieś fantazjowanie, bowiem mamy na to rozliczne dowody. Myśliwi co rusz mylą przecież kolegów z dzikami, sarnami, wilkami a po większej wódce to nawet z lwami i słoniami, jedyna różnica jest taka, że już po wszystkim ofiar nie oskórowują a ich łbów nie wieszają na boazerii jako myśliwskiego trofeum.
Tak więc dobrze prawi i dobrze kombinuje minister Ardanowski. Robimy z myśliwych obrońców ojczyzny, wcielamy w struktury obronne i koniecznie obdarowujemy darmowym alkoholem. Dla wzmocnienia odwagi oczywiście, celem oddania życia swego za ojczyznę.
Co do intelektu zgoda. Co do aparycji, to słabe. Taki się urodził, to tak ma.
PolubieniePolubienie
W czasie władzy miłościwie suwerenowi panującego prezesa Wolski, nasza armia dobrze posługujących się bronią z 10 tysiącami snajperów na czele zdołała już pomylić z dzikiem rowerzystę, dwa żubry i nieznaną mi bliżej ilość uczestników polowania (starają się unikać statystyk). Tak sobie wyobrażam wojnę…, a na niej oddział „snajperów myśliwskich”, który ma z zaskoczenia zaatakować sztab wroga, tylko że w międzyczasie trzech „snajperów” zaczyna napierdalać ze swych giwer w mijaną sławojkę, którą wzięli za sztab, czterech strzela do niewystarczająco szybko uciekającego ze spuszczonymi gaciami chłopa, a reszta uważając, że misja została wykonana, radośnie intonuje „Pojedziemy na łów… TOWARZYSZU mój”. Wolałbym, żeby raczej walczyli z przykrym oddechem, łupieżem i grzybicą stóp.
PolubieniePolubienie
Pijany snajper odstrzelił tropicielom „r” i zostali topicielami zajęcy.
PolubieniePolubienie
Jest ok. Tak ma być. Topiciele od topienia zajęcy w strumieniach wódy. Pozdro
PolubieniePolubienie