Dominik Tarczyński istnieje i radzę o nim nie zapominać, nie skreślać go, bo to nadal rzadki oryginał, choć bez wątpienia jego gwiazda nieco przyblakła i spłowiała z powodu choćby dużej konkurencji na rynku. Oryginałów bowiem – czytaj: kretynów, idiotów, wariatów, pojebańców, zjebów – w Polsce dostatek, a z każdym dniem ich liczba niepokojąco rośnie. W każdym razie ów Tarczyński, jako tako jeszcze w tym środowisku się odnajduje, choć musi ostro walczyć o zaistnienie. Może mu brakuje inteligencji Korwina (choć poziom skretynienia już bardzo podobny), a i w kwestii mody i „noszenia się” się, nie ma on szans w starciu z Krychowiakiem, nie mniej trwa i ciągle usiłuje utrzymać się na topie.
Jakieś parę dni temu, na swoim twitterowym profilu (zablokował mnie, ale przecież dla chcącego nie ma nic trudnego” Dominik widzę cię!) udostępnił filmik, z którego może wynikać, że pilnie się szkoli w strzelaniu z broni wszelakiej aby w razie potrzeby dzielnie bronić swojej ojczyzny.

Wchodząca za parę dni tak zwana ustawa o obowiązku obrony ojczyzny (czy jakoś tak podobnie), zakłada co prawda obligatoryjne zwolnienie parlamentarzystów z powołania do armii, ale Tarczyński jak widać nie przyjmuje tego do wiadomości, co jest oczywiście bardzo pocieszającą wiadomością, a mianowicie, że nie ulegnie zatraceniu ten olbrzymi potencjał bojowy skumulowany w jednym, nieco zapasionym ciele patrioty, na co dzień bazującego w brukselskim apartamencie.
No i właśnie tu dochodzimy do sedna sprawy.
Bo propaganda propagandą, a marketing marketingiem, zaś życie życiem. Ja w tej konkretnej kwestii tym się zapewne różnię od pana Dominika, że zawsze jasno deklarowałem (i czynię to nadal), że „w razie czego”, jako jeden z pierwszych daję dyla poza granice, bo z wielu rzeczy dla mnie cennych, życie i spokój są jednymi z najważniejszych. Ojczyzna może i musi poczekać.
Pan Dominik z kolei deklaruje, że dla owej ojczyzny zrobi wszystko, trzeba się więc szkolić i w razie czego trwać mać, ale jak mówię, wyczuwam w tym jedynie czczy i na chłodno skalkulowany przekaz marketingowy. Mówi to i pisze, bo z jakichś powodów mu się to opłaca.
Zakładam więc, że gdyby faktycznie do czegoś doszło, do czegoś nieprzyjemnego, to ów dzielny mąż stanu, patriota i polityk z najwyższej w swoim mniemaniu półki (kołnierz z jenota do czego jednak zobowiązuje), dałby dyla jeszcze przede mną. Ja nawet nie skończyłbym pakowania plecaka, a on już dojeżdżał by do Brukseli, jeśli w ogóle by stamtąd wcześniej wyjechał. Bo czując co jest grane, nawet by nosa nie wyściubił ze swej ciepłej norki przy ulicy [- ocenzurowano -]. Na usprawiedliwienie pana Dominika przemawia to, iż nie byłby jedynym w swoim tak rozumianym patriotycznym zrywie #DlaPolski.
No i to mniej więcej tyle co chciałby dziś skrobnąć.
Fakt to kretyn i cham wyjątkowy. Obrzydliwy typ
PolubieniePolubione przez 1 osoba