Cztery krótkie uchodźczych historie. Z zapewne tysięcy bardzo do siebie podobnych, dramatycznych i chwytających za serce, z pewnego punktu widzenia może nawet banalnych. Na swój sposób przewidywalnych, bo każda wojna do pewnego momentu jest przewidywalna. Ale tylko do pewnego momentu. Całe ich życie zostało tam, całe ich życie legło w gruzach…
↩︎
Andriej (foto) – „Do wojny byłem pisarzem. Teraz pisanie mi zbrzydło i wydaje mi się nie na miejscu. Znaleźliśmy się nagle na najniższym poziomie istnienia, kiedy samo przetrwanie jest najważniejsze. Gdy widzę, jak wielu ludzi żyje w okrutnych warunkach, jak nie są w stanie uciec przed wojną, bo Rosjanie nałożyli blokady, to myślę, że tworzenie felietonów na zamówienie, tłumaczenie, cała ta dotychczasowa praca na jakiś czas utraciła sens”.
↩︎
Natalia – „Ostatni tydzień spędziłam głównie w piwnicach. Mieszkam na osiedlu domków, zniszczenia długo omijały naszą okolicę, aż kilka dni temu usłyszeliśmy dziwny szum. Schowaliśmy się w schronie, nad nami niesamowity huk, płakałam. Gdy wyszliśmy na powierzchnię, okazało się, że po drugiej stronie ulicy z 20 domów zostały gruzy. A pod gruzami zwłoki. Patrzę na mój dom, a on stoi nienaruszony, wyleciało tylko kilka szyb. Dziwne uczucie…”
↩︎
Olena – „Jechałyśmy tydzień, wieloetapowo. Najpierw samochodem uciekłyśmy z obwodu charkowskiego do Dniepra. Tam zostawiłyśmy auto i przesiadłyśmy się na pociąg, który ciągle gdzieś stawał. Podobno miałyśmy strasznego pecha, na wszystko trzeba było czekać i czekać. Teraz czekam na męża, który jedzie do nas samochodem z Estonii. Pracował tam, chce jednak do nas dołączyć w Warszawie. Może przyjechać w każdej chwili, chcę się z nim spotkać, to jest mój plan. Poza tym, nie mam pojęcia co dalej, mam pustkę w głowie, wspólnie może na coś wpadniemy…”
↩︎
Anna – „Najpierw zamknęli przedszkole, potem przekształcili je w ośrodek dla uchodźców z bardziej zniszczonych miast, z Izumu, z Wołnowachy… Zostałam bezrobotna, musiałam zadbać o syna, bo szkoły też pozamykano. Razem z nim i mamą poszliśmy na dworzec. Udało nam się szybko dojechać do Polski, miałyśmy dużo szczęścia, spotkałyśmy mnóstwo życzliwych ludzi. To chyba wojna wyciąga z ludzi dobro…”
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…
Cztery krótkie uchodźczych historie. Z zapewne tysięcy bardzo do siebie podobnych, dramatycznych i chwytających za serce, z pewnego punktu widzenia może nawet banalnych. Na swój sposób przewidywalnych, bo każda wojna do pewnego momentu jest przewidywalna. Ale tylko do pewnego momentu. Całe ich życie zostało tam, całe ich życie legło w gruzach…
↩︎
Andriej (foto) – „Do wojny byłem pisarzem. Teraz pisanie mi zbrzydło i wydaje mi się nie na miejscu. Znaleźliśmy się nagle na najniższym poziomie istnienia, kiedy samo przetrwanie jest najważniejsze. Gdy widzę, jak wielu ludzi żyje w okrutnych warunkach, jak nie są w stanie uciec przed wojną, bo Rosjanie nałożyli blokady, to myślę, że tworzenie felietonów na zamówienie, tłumaczenie, cała ta dotychczasowa praca na jakiś czas utraciła sens”.
↩︎
Natalia – „Ostatni tydzień spędziłam głównie w piwnicach. Mieszkam na osiedlu domków, zniszczenia długo omijały naszą okolicę, aż kilka dni temu usłyszeliśmy dziwny szum. Schowaliśmy się w schronie, nad nami niesamowity huk, płakałam. Gdy wyszliśmy na powierzchnię, okazało się, że po drugiej stronie ulicy z 20 domów zostały gruzy. A pod gruzami zwłoki. Patrzę na mój dom, a on stoi nienaruszony, wyleciało tylko kilka szyb. Dziwne uczucie…”
↩︎
Olena – „Jechałyśmy tydzień, wieloetapowo. Najpierw samochodem uciekłyśmy z obwodu charkowskiego do Dniepra. Tam zostawiłyśmy auto i przesiadłyśmy się na pociąg, który ciągle gdzieś stawał. Podobno miałyśmy strasznego pecha, na wszystko trzeba było czekać i czekać. Teraz czekam na męża, który jedzie do nas samochodem z Estonii. Pracował tam, chce jednak do nas dołączyć w Warszawie. Może przyjechać w każdej chwili, chcę się z nim spotkać, to jest mój plan. Poza tym, nie mam pojęcia co dalej, mam pustkę w głowie, wspólnie może na coś wpadniemy…”
↩︎
Anna – „Najpierw zamknęli przedszkole, potem przekształcili je w ośrodek dla uchodźców z bardziej zniszczonych miast, z Izumu, z Wołnowachy… Zostałam bezrobotna, musiałam zadbać o syna, bo szkoły też pozamykano. Razem z nim i mamą poszliśmy na dworzec. Udało nam się szybko dojechać do Polski, miałyśmy dużo szczęścia, spotkałyśmy mnóstwo życzliwych ludzi. To chyba wojna wyciąga z ludzi dobro…”
Dodaj do ulubionych: