Następca Breżniewa

Prezes Kaczyński, nasz Breżniew i Wojtyła w jednym, został zapytany, kogo widzi jako swojego ewentualnego następcę. Kto będzie delfinem. Jeśli wierzyć jego deklaracji, że po raz ostatni będzie się ubiegł o prezesurę partii, kwestia namaszczenia następcy staje się paląca.

Warto nad tym zastanowić się już dzisiaj, na zapas i dla bezpieczeństwa, bo w sumie to nie wiadomo kiedy prezesowi padną baterię. Historia ze wspomnianym tu Breżniewem i jego bateriami, wszystkich nauczyła mam nadzieje przezorności.

Kaczyński krygując się i mlaskając bąknął, że on jeszcze nie wie, kto to miałby być, jest wielu wspaniałych kandydatów, ale najlepszy jest Morawiecki. „Bo to bardzo sprawny premier, wyjątkowo zdolny człowiek, niezwykle pracowity.”
Możemy być więc prawie pewni że… nie będzie to Morawiecki.

Prezes zastosował tu starą, dobrze znaną taktykę ujebania mocnego i niezbyt w sumie wygodnego (z powodu jedności partii) kandydata rękoma innych. Z jakiś powodów sam mu nie powie, że jest chujem, że póki co jest mu potrzebny, ale go nie lubi i koledzy go nie chcą, więc zrzucił go na tę giełdę, na pożarcie, żeby piszakonnicy go wykończyli, wyrwali mu jaja i wybili zęby. A takiego szczerbatego eunucha nikt przecież nie zrobi szefem poważnej partii. To prostacka, ale myślę skuteczna taktyka i dopiero teraz Morawiecki będzie miał pod górę i pod wiatr.

To w sumie dobra wiadomość, bo pewnie zacznie się widowisko a dobre widowiska i mam nadzieję krwawe, zawsze mają wysoką oglądalność.
Oczywiście w żaden sposób nie rozwiązuje to problemu, kto będzie tym delfinem, kim będzie ten, który być może dostąpi zaszczytu ukręcenia łba powoli zdychającemu Kaczorowi. Bo jak się bawimy w mafię, to ze wszystkimi konsekwencjami z zachowaniem odpowiedniego klimatu. 🕷