KULTURA&MEDIA

Ostatni szoł

Miało nie być dziś notatki, ale jednak a wszystko przez Krawczyka. Zacznę może od tego, że każda śmierć smuci (z wyjątkiem bandytów i dyktatorów) a śmierć artysty smuci tym bardziej. Acz to akurat trochę umowne pojęcie, bowiem Krzysztof Krawczyk w moim odczuciu, to bardziej jednak rzemieślnik był niż artysta i każdy w miarę wykształcony i mający jaki taki gust człowiek rozumie w czym tkwi różnica.

Notatki tej by też nie było, gdy nie wyjątkowa absolutnie cieczka, którą dostały wszystkie media. Jechałem sobie dziś dłuższy czas samochodem, jakieś 400 kilometrów z okładem i na zmianę słuchałem różnych (tradycyjnych) stacji radiowych. Międlenie tematu śmierci Krawczyka było absolutnie na topie. Do wyrzygania! No i te ochy i achy, co po części rzecz jasna rozumiem, bo trudno mówić krytycznie o człowieku w chwili, kiedy dopiero co się zawinął. W każdym razie gdyby słuchał tego ktoś, kto nie zna i nie rozumie Polski, nic o niej nie wie, doszedłby pewnie do wniosku, że zmarł przynajmniej wielki i wybitny prezydent, który przy okazji był szansonistą. Jeśli jeszcze dziś opuszczą flagi do połowy masztów, nie będę szczególnie zdziwiony. Wydaje mi się, że ktoś kto specjalnie nie lubił Krawczyka, po tym wszystkim znielubi go jeszcze bardziej.

Osobiście stosunek do niego mam wybitnie obojętny. To znaczy kojarzę oczywiście kto to, ale gdybyście kazali mi wymienić choćby jedną jego piosenkę, to nie ma bata, nie wymienię żadnej. Bo to absolutnie nie mój segment. I proszę nie mieć mi tego za złe, bo tak już jest, że są tacy którzy lubią Krawczyka, oraz tacy, którzy wolą powiedzmy Niemena, bo ten to rzeczywiście był artystą.

Pan Krzysztof Krawczyk był z pewnością sympatyczną osobą, acz emocjonalnie zdaje się mocno rozchwianą. Muzycznie, sadowił się po mojemu w tym samym mniej więcej nurcie co i pan Martyniuk, to artystycznie rzecz biorąc ta sama wartość piosenek, acz głosowo rzecz jasna do Zenka nijak nie porównywalny. On śpiewał (głos rzeczywiście znakomity), gdy tymczasem Martyniuk zwyczajnie beczy. Okej, jestem w stanie pójść nieco dalej, i żeby nie drażnić fanów Krawczyka, postawię tezę, że o ile Martyniuk jest przedstawicielem prymitywnego disco polo, o tyle pan Krzysztof to wybitna osobowość nurtu zwanego pop polo, a więc czegoś co stoi jednak oczko wyżej, choć też idealnie nadaje się do kotleta. Szkoda może jedynie, że dysponując takimi możliwościami, Krawczyk rozmienił się na drobne. No i tyle

Z pewnym smutkiem natomiast zauważyłem, że bez mała zero czasu poświęcono drugiej smutnej śmierci, a mianowicie odejściu od nas Zygmunta Malanowicza, któremu w moim odczuciu należałoby poświęcić w publikatorach przynajmniej tyle samo czasu co Krawczykowi, jeśli już rozpatrujemy to wszystko w kategorii jakieś dziwnych wyścigów na wspomnienia. To aktor wybitny był, dość charakterystyczny, nie do wszystkiego, ale na pewno jeden z ostatnich wielkich, który nam do wczoraj jeszcze ostał. Przypominanie genialnej jego roli w „Nożu w wodzie” jest być może truizmem, acz z drugiej strony mam wrażenie graniczące z pewnością, że w szybkiej sondzie wyszłoby, że dziewięciu Polaków na dziesięciu nie ma zapewne zielonego pojęcia kto to Malanowicz, gdy tymczasem dziesięć na dziesięć wie, kto to Krawczyk. To wyjątkowo smutne, no ale każdy naród ma takich idoli do jakich dorósł. 🕷

12 komentarzy dotyczących “Ostatni szoł

  1. janszczepang

    To jeszcze taka ciekawostka.W „Nożu w wodzie” swoim głosem mówi tylko Leon Niemczyk. Jolanta Umecka mówi głosem Anny Ciepielewskiej, a Zygmunt Malanowicz mówi głosem samego Romana Polańskiego. https://filmpolski.pl/fp/index.php?film=122112

    Polubienie

  2. Anonim

    Wiesz co najbardziej lubię w amerykańskich gazetach?
    Nekrologi…
    Rzeczywiście?
    Tak, każdy drań doczeka się peanu na swój temat…
    To cytat z filmu „Okruchy dnia”… Warto do niego wrócić.
    W Chicago wciąż są osoby, które czekają na zwrot długu zaciągniętego na nagranie płyty w Nashville…
    Będą musieli zadowolić się podwójnym bourbonem, już teraz, albo spróbują sobie to odbić totka. Jak to pięknie jest nie pozostawiać po sobie długów… Najczęściej ci, którym udaje się tego dokonać, nie są wspominani w żadnych annałach. Oszuści, wręcz odwrotnie. O niektórych to nawet szemrani prezydenci raczą wspomnieć… Jak widać ręka rękę myje, a kruk krukowi oka nie wykole.

    Polubienie

  3. ka-mi-la789

    Brak powszechnej pamięci o panu Malanowiczu wynika zapewne z tego, że od dłuższego czasu nie występował w filmach (a w serialach chyba w ogóle), przez co szeroka publiczność kontaktu z nim i jego grą nie miała (do warszawskich teatrów, w których występował, ogromna większość Polaków ma ciut za daleko, a Teatru Telewizji polna Wolska nie potrzebuje tak jak republika za rewolucji francuskiej nie potrzebowała naukowców). Co do „jaki naród, tacy idole”, to możesz być pewien, że przeciętny Amerykanin na pytanie o ulubionego muzyka tez wymieni jakiegoś Lil Johna, Lil Wayne’a czy tym podobny wykwit kolorowych gett, a nie Milesa Davisa. To nie jest specyficznie polskie, tylko po prostu ludzkie.

    Polubienie

    • Kamilo, z tą Ameryką, to sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Bo po pierwsze zależy w którym stanie będziemy pytać, a po drugie tamtejszy „rynek muzyczny”, jego głębokość, wielkość, różnorodność etniczna, tradycje, potężny przemysł muzyczny… to zupełnie inna bajka. No, tego nijak nie da się porównać z Polską. Tam takich Krawczyków jest bez liku, a po dwóch miesiącach nikt już o nich nie pamięta. Ichnie disco polo czyli country jest tak zróżnicowane i o tak diametralnie czasem różnym poziomie, że nasze nie ma po prostu sensu z tym porównywać. Poza tym wyewoluowały z tego różne gatunki pokrewne, całkiem interesujące z wielkimi gwiazdami światowego formatu. Podobnie zresztą jest z rapem: od totalnego badziewia po naprawdę interesujące a czasem wielkie rzeczy czerpiące sporo z innych gatunków, choćby jazzu (mój ulubieniec Kendrick Lamar gdyby co). Milesa Davisa też się słucha, choćby dlatego, że to guru i źródło natchnienia dla wielu tamtejszych artystów, także owych raperów, nie mówiąc o przedstawicielach nowoczesnego jazzu. Więc tak źle nie jest. Nota bene jakiś czas temu, będzie z cztery lata, bawiłem się na „domówce” gdzieś na na Brooklynie, gdzie zapodawano tylko muzykę wielkich amerykańskich jazzmanów, oprócz a Davisa, także Monka, Atkinsa, Counta Basiego, Tatuma… a w przerwach szedł Bacharach przemieszany z Gershwinem plus wspomniany Lamar. Naprawdę było miło 🙂 Pozdrowienia

      Polubienie

      • ka-mi-la789

        Skoro więc polski rynek jest tak ograniczony, to tym bardziej trudno mieć do ludzi pretensje, że słuchają Krawczyka – w końcu tak krawiec (nomen omen) kraje, jak mu materii staje, wybiera się z tego, co jest do wyboru. Bo ileż można słuchać dziadka Niemena, nawet jeżeli ma się wyższy od przeciętnego próg odporności na jego naiwny patos przeplatany artystycznym autyzmem? Pozdrawiam wzajemnie.

        Polubienie

  4. A ja tam uważam że prezydent powinien pośmiertnie odznaczyć Krawczyka jakimś medalem. Mógł Lewandowskiego, może i Krawczyka. Zasłużył na to, bo wbrew autorowi twierdzę że to Wielki Artysta a nie tylko jakiś rzemieślnik.

    Polubienie

  5. Anonim

    Wy to jesteście w stanie sprofanować każdą świętość

    Polubienie

  6. wujcio

    Jest coś obrzydliwie fałszywego w tym, że w stacjach, w których wcześniej w ogóle nie było Krawczyka, nagle przynajmniej co godzina puszczają jakiś jego kawałek.

    Polubienie

  7. sugadaddy

    Revel,

    Brooklyn ( NY) to nie Ameryka, tak jak Warszawa to nie Polska. Polska to to cos w środku – pomijając duże miasta, a tam to to coś pomiędzy wschodem i zachodem. I tam właśnie żyją sobie ludzie, którzy oprócz country nie słyszeli nic innego. Oni nie wiedzą co to jest jazz.
    A co do wykwitu kolorowych gett, (Kamila) to najwięksi – chociażby Miles – korzystali z hip hopu w swojej muzyce, co zresztą ma miejsce do dzisiaj. Wykwity kolorowych gett, zmieniły cała muzykę pop. na całym świecie, oprócz Polski, gdzie wiadomo co króluje plus Krawczyk.
    PS
    Krawczyk przed śmiercią, stwierdził, że to Bóg kieruje rękami ludzi i dzięki Bogu żyje. Dzięki komu umarł?

    Polubienie

    • ka-mi-la789

      I to jest jedna z przyczyn, dla których dzisiejszego popu nie da się słuchać. Co do Twojego ostatniego zdania, to jak pacjent wyzdrowieje, to pambukowi niech będą dzięki. Jeżeli pacjent umrze, to po sądach ciągamy lekarzy.

      Polubienie

  8. wiesiek

    „De gustibus non est disputandum rozumiem”
    Tyle, ze mnie głupiemu, przez cale długie życie łazi po łbie, niesmiertelne Hemingwaya
    „Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół czy twoją własną.
    Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.”
    Głupie to, a może naiwne i na pewno nie wynika z „nauk koscioła”
    Przeczytałem będąc małolatem Jego „Komu bije dzwon”i tak mi to , w łeb wlazło.

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.

%d blogerów lubi to: