Z ostatnich prasowych lektur, dwie rzeczy mnie zainteresowały. Oto na marginesie nasilającej się walki ideologicznej o granice dopuszczalności aborcji, jak na dłoni widać, że jesteśmy skansenem. Bo całkowitego zakazania aborcji domagają się ludzie, którzy są zupełnie z innej epoki, posługujący się cepem zamiast argumentami. Takie mentalne próchna jak w Polsce nikogo normalnego nie przekonają do idei pro-lajf.
Na świecie też bywa z tym różnie, acz pojawiają się ruchy, które idee pro-life traktują niezwykle poważnie, ale jednocześnie swoim językiem i zachowaniami do tego nie zniechęcają.
Oto, wydawałoby się w doszczętnie już zapierdzianej i sfiksowanej Ameryce (naród który wybiera Trumpa nie może być normalny, tak jak i naród który wybiera Dudę), na czele wielu tamtejszych organizacji anti-choice stoją kobiety, które pozycjonują się jako ruch otwarty, świecki, współczujący, a przede wszystkim prokobiecy. One odcinają się od zdewaluowanego mocno wizerunku uprzywilejowanych przedstawicielek klasy wyższej średniej. Włosy mają kolorowe, zamiast garsonek noszą T-shirty ze sloganami ruchu, a zamiast broszek czy pereł i naszyjników na szyi mają tatuaże.
Poza wyglądem czym jeszcze się różnią od polskich prolajfowych ciotek klotek?
Zasadniczo się różnią. Ta najnowsza, nie-polska i cywilizowana odsłona ruchu anti-choice, odrzuca biblijny język grzechu i nieuniknionej strasznej kary bożej. Bardzo mocno tonowane są więc wszelkie religijne uzasadnienia zakazu aborcji. Nie macha się nikomu biblią przed nosem, ani nie wali krzyżem jak cepem. Nie epatuje się też, a nawet zdecydowanie się odcina od upubliczniania zdjęć pokawałkowanych płodów – ulubione zajęcie polskich pro-lajferów – bo straszenie i zawstydzanie jest przeciwskuteczne. „Dziś przeciwnicy aborcji używają DNA, nie duszy, jako wyznacznika człowieczeństwa”.
Co ciekawe, w najważniejszych kulturowo-tożsamościowych sporach, część współczesnych aktywistek opowiada się po lewej stronie, oraz deklaruje zdecydowane poparcie dla osób LGBT, imigrantów i innych dyskryminowanych mniejszości. No ale mówię: powiedzcie to polskim ciotom, polskim Dulskim płci obojga, zakompleksionym, zaślepionym, przekonanym o własnej nieomylności, starym nie wiekiem ale umysłem, ciotom z przedmieścia.
✦
No i jeszcze z nieco innej beczki… acz zdecydowanie na czasie. Szwecji przyklejono gębę raju dla zwolenników bezwzględnej walki o odporność stadną, który – to dość powszechny u nas punkt widzenia – zasługuje na moralne potępienie ze strony zwolenników ratowania życia za wszelką cenę. Ale jeśli weźmie się pod uwagę polską „strategię” walki z wirusem, to lepiej milczeć niż oceniać Szwedów.
Otóż wbrew powszechnemu u nas przekonaniu Szwecji nie zamieszkują szaleńcy, tylko ludzie nadzwyczaj rozsądni i zdyscyplinowani. Co istotne, łagodne, ale za to bardzo konsekwentne restrykcje, są tam przestrzegane niezmiennie od wiosny do dziś. A są przestrzegane między innymi dlatego, że działają i przynoszą dobre skutki.
Co tak naprawdę różni szwedzką strategię walki z wirusem od polskiej?
Po pierwsze, jest to strategia konsekwentna i długodystansowa bez radykalnych decyzji o lockdownie i równie radykalnych rezygnacji z wszelkich środków ostrożności.
Po drugie, w Szwecji stosowane są raczej napomnienia i porady, a nie nakazy i zakazy.
Po trzecie – i to zapewne kwestia mentalności narodowej – Szwedzi w walce z covidem pokazują swój stoicyzm. Zachowują spokój, współpracują, nie oskarżają się agresywnie o popełnianie błędów, nie szukają winnych, widzą powagę sytuacji, ale nie wpadają w histerię.
No, ale wasz premier Polacy mówi, że to nasza strategia jest najlepsza z możliwych, wasz minister zdrowia zazwyczaj nie wie o czym mówi i miota się od ściany do ściany, a wasz prezydent nic nie mówi, bo w tym milczeniu zapatrzył się na żonę i córkę, swojego najważniejszego społecznego doradcę (choć w czasie kampanii wyborczej obie panie i ich pan miały bardzo dużo do powiedzenia). Ale Polacy nic się nie stało, bo w samouwielbieniu to nikt wam nie podskoczy. 🕷
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…
Z ostatnich prasowych lektur, dwie rzeczy mnie zainteresowały. Oto na marginesie nasilającej się walki ideologicznej o granice dopuszczalności aborcji, jak na dłoni widać, że jesteśmy skansenem. Bo całkowitego zakazania aborcji domagają się ludzie, którzy są zupełnie z innej epoki, posługujący się cepem zamiast argumentami. Takie mentalne próchna jak w Polsce nikogo normalnego nie przekonają do idei pro-lajf.
Na świecie też bywa z tym różnie, acz pojawiają się ruchy, które idee pro-life traktują niezwykle poważnie, ale jednocześnie swoim językiem i zachowaniami do tego nie zniechęcają.
Oto, wydawałoby się w doszczętnie już zapierdzianej i sfiksowanej Ameryce (naród który wybiera Trumpa nie może być normalny, tak jak i naród który wybiera Dudę), na czele wielu tamtejszych organizacji anti-choice stoją kobiety, które pozycjonują się jako ruch otwarty, świecki, współczujący, a przede wszystkim prokobiecy. One odcinają się od zdewaluowanego mocno wizerunku uprzywilejowanych przedstawicielek klasy wyższej średniej. Włosy mają kolorowe, zamiast garsonek noszą T-shirty ze sloganami ruchu, a zamiast broszek czy pereł i naszyjników na szyi mają tatuaże.
Poza wyglądem czym jeszcze się różnią od polskich prolajfowych ciotek klotek?
Zasadniczo się różnią. Ta najnowsza, nie-polska i cywilizowana odsłona ruchu anti-choice, odrzuca biblijny język grzechu i nieuniknionej strasznej kary bożej. Bardzo mocno tonowane są więc wszelkie religijne uzasadnienia zakazu aborcji. Nie macha się nikomu biblią przed nosem, ani nie wali krzyżem jak cepem. Nie epatuje się też, a nawet zdecydowanie się odcina od upubliczniania zdjęć pokawałkowanych płodów – ulubione zajęcie polskich pro-lajferów – bo straszenie i zawstydzanie jest przeciwskuteczne. „Dziś przeciwnicy aborcji używają DNA, nie duszy, jako wyznacznika człowieczeństwa”.
Co ciekawe, w najważniejszych kulturowo-tożsamościowych sporach, część współczesnych aktywistek opowiada się po lewej stronie, oraz deklaruje zdecydowane poparcie dla osób LGBT, imigrantów i innych dyskryminowanych mniejszości. No ale mówię: powiedzcie to polskim ciotom, polskim Dulskim płci obojga, zakompleksionym, zaślepionym, przekonanym o własnej nieomylności, starym nie wiekiem ale umysłem, ciotom z przedmieścia.
✦
No i jeszcze z nieco innej beczki… acz zdecydowanie na czasie. Szwecji przyklejono gębę raju dla zwolenników bezwzględnej walki o odporność stadną, który – to dość powszechny u nas punkt widzenia – zasługuje na moralne potępienie ze strony zwolenników ratowania życia za wszelką cenę. Ale jeśli weźmie się pod uwagę polską „strategię” walki z wirusem, to lepiej milczeć niż oceniać Szwedów.
Otóż wbrew powszechnemu u nas przekonaniu Szwecji nie zamieszkują szaleńcy, tylko ludzie nadzwyczaj rozsądni i zdyscyplinowani. Co istotne, łagodne, ale za to bardzo konsekwentne restrykcje, są tam przestrzegane niezmiennie od wiosny do dziś. A są przestrzegane między innymi dlatego, że działają i przynoszą dobre skutki.
Co tak naprawdę różni szwedzką strategię walki z wirusem od polskiej?
Po pierwsze, jest to strategia konsekwentna i długodystansowa bez radykalnych decyzji o lockdownie i równie radykalnych rezygnacji z wszelkich środków ostrożności.
Po drugie, w Szwecji stosowane są raczej napomnienia i porady, a nie nakazy i zakazy.
Po trzecie – i to zapewne kwestia mentalności narodowej – Szwedzi w walce z covidem pokazują swój stoicyzm. Zachowują spokój, współpracują, nie oskarżają się agresywnie o popełnianie błędów, nie szukają winnych, widzą powagę sytuacji, ale nie wpadają w histerię.
No, ale wasz premier Polacy mówi, że to nasza strategia jest najlepsza z możliwych, wasz minister zdrowia zazwyczaj nie wie o czym mówi i miota się od ściany do ściany, a wasz prezydent nic nie mówi, bo w tym milczeniu zapatrzył się na żonę i córkę, swojego najważniejszego społecznego doradcę (choć w czasie kampanii wyborczej obie panie i ich pan miały bardzo dużo do powiedzenia). Ale Polacy nic się nie stało, bo w samouwielbieniu to nikt wam nie podskoczy. 🕷
Dodaj do ulubionych: