Mateusz Morawiecki wspomina swojego ojca Kornela do czego oczywiście ma pełne prawo. Wspomina go w rocznicę śmierci, co czyni jego wynurzenia jeszcze bardziej zrozumiałymi.
Mówi:
„…doceniam wszystko co dla mnie, dla nas, dla Polski uczynił. Wraz z ojcowską miłością przekazywał mi wartości, które pozwoliły stać się takim człowiekiem, jakim jestem. Uczył mnie szacunku dla drugiego człowieka wraz z jego odmiennością, kulturą, wartościami”.
Mam wrażenie jednak, że szanowny pan Mateusz swoim zwyczajem nieco zaszarżował. Ale podkreślam mocno: to tylko moje wrażenie. Nie miałem ani przyjemności, ani nieprzyjemności znać pana Kornela Morawieckiego, więc nie wiem jakim w istocie był człowiekiem, choć patrząc na historię kierowanej przez niego Solidarności Walczącej, jej dokonania i wyczyny, jestem raczej czujny.
Jestem też czujny, bo znam (wszyscy znamy) upodobanie pana Mateusza do koloryzowania faktów i tworzenia przyjaznej tylko sobie alternatywnej rzeczywistości. Może więc z tymi wartościami i z tym szacunkiem było tak jak mówi, a może nie do końca. Temat więc należałoby zakończyć. Najlepiej jakimś smaczkiem.
Niechaj nim będzie opinia jaką na temat i Solidarności Walczącej i Kornela, podzielił się na swoim blogu (listopad 2019) nieżyjący już niestety Krzysztof Leski, dziennikarz nietuzinkowy, który znał wszystkich, był wszędzie gdzie trzeba było być i zazwyczaj wiedział co mówi. Pisze więc Leski (podkreślenia moje):
„[odnosi się wrażenie] że z komuną walczył w stanie wojennym głównie Kornel Morawiecki i jego “Solidarność Walcząca”, zaś pozostałe “ugrupowania” albo walczyły słabiej, albo wręcz kolaborowały z komunistami i donosiły na “Walczącą”. To jest tak gigantyczne zachwianie proporcji, że muszę je nazwać bezczelnym kłamstwem. “Walcząca” była niewielkim ugrupowaniem, widocznym właściwie tylko we Wrocławiu. Tam też wydawała swoje pisma podziemne. “Pracą u podstaw”, np. pomocą represjonowanym, raczej się nie zajmowała. Zainteresowana była głównie spektakularnymi akcjami ulicznymi, owszem, potrzebnymi, ale nie jako jedyny przejaw działalności. Ludzie “SW” dokonywali aktów odważnych, często nadmiernie i, ośmielę się rzec, niepotrzebnie odważnych, płacili za to wysoką cenę, efekty zaś były umiarkowane. Poza tym zajmowała się “SW” innego rodzaju knuciem: przeciwko reszcie opozycji. Już będąc we Wrocławiu latem 1982 (spędziłem tam trzy miesiące mając w teorii szkolić redakcję “Z dnia na dzień”, pisma RKW czyli Władka Frasyniuka) – licznie spotykałem się z rozsiewanymi przez ludzi Kornela plotkami, jakoby Władek i ukrywająca się z nim Basia Labuda mieli romans, dopuszczając się małżeńskich zdrad. A gdyby nawet – co to ma wspólnego z walką z Jaruzelskim? (…) Plotkowanie zabierało Kornelowi więcej czasu niż przeciętna w podziemiu. I były to plotki czasem (rzadko) prawdziwe, ale zawsze mocno obraźliwe, mające sugerować, że ten czy ów jest nie zdrajcą małżeńskim, lecz narodowym. Że kolaboruje z bezpieką, donosi, kradnie papier i powielacze lub nawet całe struktury kolportażu; przywłaszcza sobie dolary z pomocy Zachodu i się nimi nie dzieli (zarzut najczęstszy, wysuwany niemal przez wszystkich przeciwko wszystkim); że na przemycanej z Zachodu folii samoprzylepnej, zamiast nalepek Solidarności, tłucze emblematy Śląska Wrocław i właśnie zysk zamienił na używanego VW Polo (naówczas luksus)”.
Tyle Leski. Zostawiam to bez komentarza. 🕷
No pięknie, Leski w punkt
PolubieniePolubienie
Im po wolsku większy kryształ, tym po polsku większy gnój.
PolubieniePolubienie
Moim zdaniem jest to reakcja na ustalenia T. Piątka. W IPN-ie znalazł on bardzo ciekawe dokumenty dotyczące związków KM z SB.
Mimo usilnych starań Piątek nie znalazł teczki Rydzyka. Chyba jest w zbiorze zastrzeżonym …
PolubieniePolubienie