Na zagrabionym miastu Westerplatte władza zorganizowała swój tradycyjny szoł. Obyło się w zasadzie bez zaskoczeń: te same manekiny, ci sami przebierańcy, te same gesty, ten sam zestaw hurra patriotycznych komunałów. Kolejną rocznicę wybuchu wojny odfajkowano tak jak należy.
Padły po wielokroć już powtarzane słowa: „Westerplatte to miejsce, w którym polski żołnierz udowodnił czym jest honor”. No niby racja, tylko na co nam ten honor? Czy do czegoś się przydał, czy coś zmienił?
Honor to jedyny produkt czekoladopodobny na jaki nas stać i który nieustannie reklamujemy, acz z marnym skutkiem. Ileż to rzeczy robiliśmy powodowani honorem, zamiast normalnym w takich sytuacjach zdrowym rozsądkiem. Zawsze wychodziło chujowo.
Ci biedacy stłoczeni wtedy na tym spłachetku niewiele w sumie wartej ziemi, mamieni informacjami o już, już nadchodzących sojusznikach z odsieczą, być może inaczej by się zachowywali, gdyby wiedzieli jak jest naprawdę. Że nie ma żadnych sojuszników, że nikt nie nadciąga z odsieczą, wszyscy zajęci sobą, mają ich w sumie w dupie, i cały ten opór nie ma najmniejszego sensu. Może niektórzy pojęli by wtedy, że jedyne sensowne wyjście to po prostu poddać się, bo wtedy szansa przeżycia byłaby prawdopodobnie dużo większa niż trwanie w samobójczej i bezsensownej misji.
No ale wiadomo, Polska, Polacy, honor. 🕷

Ale za to „…czwórkami do nieba szli…”
PolubieniePolubienie
Taaa… Cztery niepełne czwórki.
PolubieniePolubienie
A w dodatku dotąd nie wiadomo ilu z tej piętnastki rozstrzelano za to, że podobnie jak mjr Sucharski widząc bezsens beznadziejnej walki chcieli się poddać, co było decydującym argumentem we wpojeniu pozostałym, że muszą „bić się za honor”.
PolubieniePolubienie