Cudowne Mateczki

Co nam pozostało po hucznym czczeniu przez element patriotyczny wiktorii roku 20? W sumie jak zwykle niewiele. No, może poza jednym szczegółem. W Radzyminie, przy przy drodze S8, stanęła wykurwista figura Matki Boskiej Łaskawej. To wedle legend ta mateczka odpowiedzialna niby za niebywały sukces sprzed wieku.

Owa mateczka łaskawa spod Radzymina, nota bene wyjątkowej brzydoty wypłoch, nie podskoczy póki co jeszcze Chrystusowi ze Świebodzina, bo ma tylko nieboga trzy metry wysokości, plus do tego pięć metrów cokołu na którym stoi. Nie za wiele powiem szczerze, ubogo jakoś tak i po taniości nawet, bez spodziewanego przeze mnie rozmachu, żeby nie powiedzieć, charakterystycznego dla tego typu inwestycji wypierdu. Figurę, a w zasadzie pomnik tego czegoś poświęcał i odsłaniał oczywiście jakiś biskup, Kamiński o ile mnie pamięć nie myli, a dzielnie mu sekundował i kropidło trzymał minister od obrony Błaszczak.

Co w tym wszystkim zastanawia? Ano to, że sto lat minęło, świat jest zupełnie inny, zaś wiedza o nim nieporównywalnie większa niż wtedy, a mimo to całe tabuny baranów nadal wierzą, że to zwycięstwo owa Maryśka sprokurowała. I są też tacy, co te brednie bezkarnie i bezrefleksyjnie powtarzają. Ten Kamiński na przykład.

„To Maryja była tą, którą wielu świadków tamtych wydarzeń widziało nad Warszawą, jak swoim płaszczem ochraniała stolicę”.

Teoretycznie wykształcony człowiek ten hierarcha, teoretycznie podkreślam, a stąpa gdzieś w obłokach, zupełnie oderwany od ziemi. Ja rozumiem, że oni wszyscy razem z głoszenia bredni żyją, no ale mówię, jest XXI wiek i są jednak pewne granice przyzwoitości i zidiocenia, których nie powinno się przekraczać. Niezorientowanym przypominam, że cała ta heca z cudowną mateczką, to spadek po kolegach endekach, którzy Piłsudskiego nie znosili i chętnie powiesili by go za jaja, więc na kolanie wymyślili tę historyjkę, by w ten sposób umniejszyć militarny sukces marszałka.

Jeśli by zaś do problemu mateczki łaskawej podejść poważnie, tak jak poważnie podchodzi do tego władza otwarcie ją fetująca, no to pewnie, po raz kolejny powstaje pytanie, po kiego chuja my kupujemy mniej lub bardziej sensownie cały ten wojskowy sprzęt za grube miliardy? Mamy w Polsce te plus minus 5 tysięcy amerykańskich najemników, więc dołóżmy jeszcze parędziesiąt podobnej urody i cudownej mocy maryjnych figurek, zwłaszcza na wschodniej granicy, a wszystko razem wyjdzie zdecydowanie taniej niż utrzymywanie i Jankesów i regularnej, generalnie dość już bezjajecznej i przypadkowej armii. W razie potrzeby zdarzy się przecież kolejny cud.

I tak na koniec już: powiedzcie mi proszę, zwłaszcza wy biegli w temacie, ile w końcu jest tych mateczek Maryś, bo ja się w tym gubię niestety. Doliczyć się nie potrafię. Bo albo jakaś łaskawa, albo zielna czy zielona, ponoć jest czarna, ruda i blondynka, tęczowa, pompejańska, częstochowska, fatimska i dobrej rady… wszystkie na dodatek jeszcze dziewice. No więc w mordę, czy to jedna i ta sama jest kobitka, czy może to jakieś klony, niczym owieczka Dolly? Ktoś, coś na ten temat… 🕷