Jeśli tęsknicie za kolejnym pomnikiem w Warszawie, to spoko. Może wkrótce będzie. A to za sprawą pana redaktora Karnowskiego, chyba Jacka, ale błagam, nie żądajcie bym ich jakoś, tych Karnowskich, od siebie odróżniał. Z Kaczyńskimi miałem kłopot a cóż dopiero z Karnowskimi.
W każdym razie sprawy mają się tak, że ten Karnowski, który by tam on nie był, domaga się pilnego „upamiętnienia polskich zwycięstw, w tym tego jednego tak cudownie wspaniałego – Bitwy Warszawskiej 1920 roku”.
Tu mamy oczywiście do czynienia z pewną istotną nadinterpretacją, bo wcale nie chodzi o polskie zwycięstwa, tylko ewidentnie o jedno polskie zwycięstwo, liczba mnoga jest tu zupełnie nieuzasadniona. A to dlatego, że poza ową bitwą warszawską, wszystkie inne czczone mniej lub bardziej nachalnie polskie potyczki, to niekończące się pasmo porażek, mniej lub bardziej dotkliwych. To dobrze, bo nic nas tak nie cieszy i nie dopinguje hucznego świętowania jak porządny wpierdol.
Idąc dalej, pan Jacek (wiemy już, że to on a nie Michał) dowodzi, że „musimy pilnie, godnie i w sposób bardzo widoczny upamiętnić te 6 milionów naszych obywateli, których zamordowano, zakatowano, zadręczono, zabito na frontach, zagłodzono, spalono”. Wszystko dobrze, na pewno tak było, tylko coś znów nam się tu nie zgadza: czy na pewno chodzi o pomnik zwycięstw, czy może jednak o pomnik ofiar, a więc pośrednio i klęsk? Osobiście optowałbym jednak za tymi klęskami, bo jak już mówiłem, znacznie ich więcej i zdecydowanie lepiej są rozpoznawalne.
Sprawę znacząco ułatwić może fakt, iż w powszechnej praktyce i zgodnie z zasadami nowej polityki historycznej owe klęski, ten wspomniany już wpierdol, czyli regularne branie w dupę, są przedstawiane jako moralne zwycięstwa, czasem nawet ze wskazaniem na remis.
No i skąd te 6 milionów?
Karnowski kontynuując swój wykład na gadzinowych łamach mówi, że „musimy pokazać skalę tej ofiary. I to nie gdzieś na peryferiach, ale w takim miejscu stolicy, w którym nie da się będzie przeoczyć skali naszych strat”. No dobrze, tylko nadal nijak nie rozumiem skąd te 6 milionów.
Bo rodzą się tu dodatkowe pytania.
Czy wśród tych milionów są też polscy żydzi, czy może w tych rachunkach z jakiś powodów się oni nie mieszczą? Poza tym te 6 milionów to mi się jakoś tak kojarzy tylko z II wojną światową, a to jest po mojemu liczba absolutnie niekompletna, bo gdzie na przykład Polacy którzy polegli (panie Macierewicz w tym akurat przypadku możemy użyć terminu „polegli”) w owej choćby bitwie warszawskiej? No chyba, że wedle najnowszych badań i ustaleń wybitnych ipeenowskich historyków, nie zginął wtedy ani jeden Polak (powtarzam: żydzi najpewniej się nie liczą), ginęli tylko – i to hurtowo – sami bolszewicy.
Pytam dalej: gdzie proszę szanownego pana redaktora, ofiary słynnych powstań listopadowo-styczniowych, plus koniecznie powstań śląskich (no chyba, że to jednak niemieckie zmartwienie), gdzie ofiary ruskich łagrów i niemieckich bojówek, niezliczone ofiary innych bitew, mniej lub bardziej ważnych, rozpaczliwie toczonych w celu zachowania niepodległej ojczyzny. Gdzie oni są i czy od macochy oni wszyscy byli, że nie są godni zaliczenia w poczet ofiar złożonych w hołdzie wolnej Polsce? Nie powinni podpisać listy obecności na tym hipotetycznym pomniku?
Więc po mojemu te 6 milionów to śmiech na drodze, kabaret i niewytłumaczalna wprost „niepamięć”. Więc może i pochylił bym się z uwagą na tym pomysłem pomnika trochę jednak bez pomysłu, gdyby to wszystko pan Jacek kochany zrewidował, raz jeszcze uczciwie podliczył, a potem w miarę zwięźle doprecyzował.
Aha, no i dajcie już spokój tej Warszawie, nie uszczęśliwiajcie jej na siłę. 🕷
Mogliby wzorowac sie na pomniku hiszpanskim z „Doliny poleglych” (Valle de los Caídos) zbudowanym przez wiezniow faszystowskich obozow koncentracyjnych.
PolubieniePolubienie
Szanowny Autorze. Dlaczego nie komentujesz zwrotu – „cudownie wspaniałego” zwycięstwa?
To ksiądz Skorupka (?) ze swoim szefem zwyciężyli bolszewików.
Był to przecież – „Cud nad Wisłą”.
Niejaki abepe Guć stwierdził kilka lat temu, że powstanie Solidarności i jej zwycięstwo to też był „Cud Solidarności”, czyli bozia to zmajstrowała.
PolubieniePolubienie
Jedyne wygrane to Powstanie Wielkopolskie!
PolubieniePolubienie
jednym słowem kiepsko z tą chwałą…
PolubieniePolubienie
„musimy pokazać skalę tej ofiary. I to nie gdzieś na peryferiach, ale w takim miejscu stolicy, w którym nie da się będzie przeoczyć skali naszych strat” Ten Karnowski to jednak w rectus jebany geniusz. Nie doceniałem czopka. Jest jedno proste rozwiązanie, które w pełni uwypukli skalę poniesionych strat. Ogrodzenie hurtem całej tej pierdolonej warszawki i zrobienie z niej pomnika-zony w całości (z małym dopiskiem przy punkcie poboru myta: Czosnki wypierdalać).
PolubieniePolubienie