ŻYCIE

Zdrowe życie według Kaza

Były premier Marcinkiewicz, bywał tutaj raz czy dwa, ale to wcale nie znaczy, że nie może być po raz kolejny. A sięgnąłem po niego tylko dlatego, że ujęły mnie jego porady – mówię to szczerze i bez sarkazmu – jego sposób na zdrowe życie. Cieszy mnie też poniekąd, że pomimo przeciwnościom losu i kłopotów z pewną stalkerką (to jego określenie) zachowuje jaką taką psychiczną równowagę.

W skrócie mówiąc, sposób Marcinkiewicza na zdrowy żywot polega na tym by: „zamiast słodyczy jeść owoce. Zamiast oglądać seriale, chodzić z rodziną na spacery albo biegać”. Może to banalne, może mało odkrywcze, żeby nie powiedzieć wymiotnie wtórne, ale na pewno nie idiotyczne. To wszystko prawda, choć diabeł jak zwykle, tkwi w szczegółach.

No więc tak…
Nie ulega żadnej wątpliwości, że pan Kazimierz w sensie fizycznym jest człowiekiem zdrowym i sprawnym i mówi o czymś, o czym ma pojęcie, bo osobiście go widziałem biegnącego nie raz, nie dwa, parkową alejką. Poza tym umówmy się, że ten skok przez oko czy przez balkon, to salwowanie się ucieczką przed komornikiem nasłanym przez tę [] stalkerkę, to naprawdę pierwsza klasa była. Nie każdy by tak potrafił, więc szacun! W każdym razie forma fizyczna wskazuje, że z pewnością, tak jak radzi, je owoce zamiast słodyczy.

No i teraz gładko przechodzimy do łóżka.

Porada brzmi: „Przed snem czytać książki Tokarczuk albo kochać się”.
Nie wiem jak pan Kazimierz, ale ja lekturując sobie Tokarczuk, zwłaszcza późnym wieczorem, czyli teoretycznie przed snem, mam jednak potem istotny problem z zaśnięciem. Tokarczuk na mnie źle działa, bo zmuszając do myślenia wybija mnie tym samym ze snu, rozgrzewa niepotrzebnie mózg, mój osobisty dysk twardy, a ten zamiast łagodnie przejść w stan spoczynku kreci się w najlepsze. Przeto zamiast spać, mantykuję z jej książką do trzeciej nad ranem. Więc w tym sensie Tokarczuk raczej się u mnie nie sprawdza, choć nie wykluczam, że pana Kazimierza pani Olga skutecznie usypia. Dwie, trzy minuty i jest załatwiony.

Martwi mnie nieco – tu bardziej osobisty przytyk a nawet zaczepka – że obok Tokarczuk nie stoi w tym zestawieniu biblia, bo jako raczej – o ile dobrze pamiętam – gorliwy katolik, tej właśnie lekturze przed snem pan Kaz powinien poświęcać jak najwięcej uwagi, czyli nie Tokarczuk powinna być tu towarem pierwszej potrzeby.

Tyle, że z tą biblią i jej czytaniem w łóżku, zwłaszcza wieczorem, mogą wiązać się pewne niedogodności.

Znam takich, którzy biblię biorą do ręki, nie brzydzą się, nawet rąk potem nie myją brudasy, i z ich relacji wynika, że działa ona niczym drzewiej bromek potasu w wojsku. Chcę powiedzieć po prostu, że biblia i seks absolutnie nie idą w parze. Jak się kolego naczytasz tej biblii – wystarczą dwa, trzy solidne akapity – to nie ma bata, co ma opaść na bank ci opadnie i za chiny potem nie stanie, nawet gdybyś łyknął podwójną dawkę Viagry czy jakiegoś innego Maxona.

Więc wniosek z tego jest taki – i tu z panem Kazimierzem się nieco mijamy – że jak już kładziesz się do łóżka, to od razu zabieraj się do seksu, daj sobie spokój z jakimkolwiek czytaniem czegokolwiek, bo albo nie zaśniesz, albo ci nie stanie. Koniec kropka.

Co do tego seksu jeszcze…

Jestem nawet mile zaskoczony tym, że po tylu szokujących przeżyciach z mocno zaprzyjaźnioną kiedyś obecną stalkerką, pan Kazimierz ma w ogóle ochotę spojrzeć na jakąkolwiek kobietę. Jeśli przeżycia które relacjonował mediom są prawdziwe, to na jego miejscu najprawdopodobniej nigdy już nie spojrzałbym na jakąkolwiek kobietę, bez cienia podejrzliwości, że z tego czegoś za chwilę może być kolejna stalkerka. W każdej widziałbym tę jedną, tę znienawidzoną prześladowczynię, przyczynę wszystkich nieszczęść, utrapień i stresów. Jednym słowem każda Iwonka miała by twarz Izabel.

Jeśli on takiego odruchu nie ma, to znaczy, że żelazny z niego chłop, niezłej klasy zawodnik, działający wedle zasady co było a nie jest, nie pisze się w rejestr. Szczerze mu takiego podejścia zazdroszczę.

W każdym razie kończąc już, życzę panu Kazimierzowi wszystkiego najlepszego, jak najbardziej hardkorowych doznań, rekordów w triatlonie i w zatykaniu wszystkich, nie zatkanych do tej pory dziur. Choć mówię i raz jeszcze podkreślam, że z tymi dziurami to zalecałbym daleko idącą ostrożność. Żadnych takich wymizianych i zblazowanych poetek, autorek romansów, albo kryminałów, żadnych malarek, rzeźbiarek o przerośniętym ego, jednym słowem żadnych niespełnionych artystek, niedorżniętych milfetek… nic z tych rzeczy, omijać szerokim łukiem, no chyba że zależy panu na powtórce z rozrywki.

W razie czego, i w razie nagłej potrzeby, dzwonić do Banasia, on zna pewnie sporo takich co to na godziny są dostępne i wcale nie koniecznie w jego hotelu. Wbrew pozorom to racjonalne rozwiązanie, psychicznie zdrowsze i z perspektywicznie rzecz biorąc nieporównywalnie tańsze, w zasadzie bez perspektywy stalkingu i ewentualnych alimentów.

Kończąc panie Kazimierzu, wydawałoby się banalny pana przepis na zdrowe życie wcale nie jest taki głupi. [] Dobrze i zdrowo zjeść, poczytać, pobiegać, pociupciać… Cóż więcej trzeba w nowym 2020 roku. 🕷

2 komentarze dotyczące “Zdrowe życie według Kaza

  1. Krzysztof Krystian Ż

    Usmarkałem się, Jahu … I to nie pierwszy raz przez ciebie.

    Polubienie

  2. Panna Ex

    Te Izabel, patrz jakie Kazek ma fajne gacie. Weź i zabezpiecz je na poczet niepłaconych alimentów. Będziesz w nich czadowo wyglądała. Możesz też pierdyknąć jakiś wierszyk o medalu.

    Polubienie

twój komentarz:

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.