POLITYKA

Słowo na niedzielę. Dojni

News raczej stary, ale przy okazji ekspresowego lustrowania marszałka senatu zasadne wydaje się być jego przypomnienie. Swoją drogą patrzcie: jakie oni mają potężne problemy ze zlustrowaniem swoich, przez lata nie mogą dojść do prawdy, ale jak trzeba domniemanego wroga prześwietlić, to szybsi są od błyskawicy.

No więc przypominam krótko chociaż jeden epizod, na tacy podaję podstawowe fakty, aby w ten sposób choć trochę ułatwić im zadanie.

I tak… 740 tysięcy złotych zapłacił Wrocławiowi za dwa mieszkania i duży lokal użytkowy w kamienicy przy ulicy Oławskiej (foto) obecny niemiłościwie i kłamliwie nam panujący premier Mateusz Morawiecki. Było to w 2004 roku, czyli na tyle dawno, że lustratorzy mogli o tym po prostu nie pamiętać. Sławetną ziemię „bez wartości” jak zaprzyjaźnieni eksperci dowodzili, Morawiecki kupił od zaprzyjaźnionego księdza jeszcze wcześniej, bo w roku 2002. Więc lata mijają a pamięć jak widać jest zawodna i w tym sensie lustratorzy choć trochę mogę czuć się usprawiedliwieni. Choć sądzę, że jeśli chodzi o Grodzkiego, to za chwile dobiorą się do jego babki dowodząc, że jeszcze za życia była w Mossadzie a szkolono ja w NRD. Czyli jak chcą to pamiętają jednak.

Wracając do owych mieszkań… Morawiecki kupując je, zrobił nie pierwszy i nie ostatni interes życia. Ma nosa do interesów jak widać, nos jest imponujący. Bo jak kupował te mieszania, to lekko licząc na wolnym rynku warte one były jakieś 1,5 miliona, a Mateusz proszę… powąchał, poniuchał , zakręcił się i kupił je za połowę ceny. Jak tu nie mieć szacunku dla jego nosa? Dziś te hawirki warte są grubo ponad dwie bańki, może nawet dwie i pół. Ale żeby wszystko ładnie i godnie wyglądało, właścicielem ich nie jest już pan Mateusz, tylko jego żona, bo w odpowiednim czasie zostały przepisane, podobnie zresztą jak słynna ziemia. Stąd z oświadczenia majątkowego wynika zapewne, że pan premier jest biedny jak nie przymierzając mysz kościelna. Lewo koniec wiąże z końcem. Więc kryształ nie człowiek ten nasz premier. Boski Mateo!

Żeby była jasność: nie potępiam tu broń boże prawa każdego z nas do robienia interesów i korzystania z nadarzających się okazji, tyle że premier ma ten zdaje się wyjątkowy zmysł, i jak czymś się zainteresuje to cena natychmiast spada przynajmniej o połowę. Jak on to robi nie wiem, ale zmysł (i szczęście) do biznesu ma zajebisty i można mu tego tylko pozazdrościć. Bo moralnie oczywiście wszystko jest OK, to są bez dyskusji najwyższe standardy.

Premier potrafi też zadbać o interesy i dobre samopoczucie swoich kolegów, czyli sam coś tam ściubnie i przytuli, ale innym nie zabroni a nawet pomoże. I nie chodzi tu tylko o fuchy w spółkach skarbu państwa.

Z danych NIK wynika (jeszcze tego prawdziwego a nie banasiowego), że wydatki kancelarii pana premiera w ciagu 3 ostatnich lat znacząco wzrosły. Co to znaczy znacząco? Ano było niecałe 147 milionów, a teraz jest 342,5 mln. Czyli plus/minus 200 baniek do przodu! Jaki to jest procent? Niech szybko ktoś policzy.

Jak dobrze pójdzie to przy panu Mateuszu, wyczyny Banasia bardzo zbledną. Zresztą, co tam Banaś. A Dworczyk, który nie wpisał tego co powinien wpisać, a było co wpisywać (pamiętacie, kiedyś za głupi niezgłoszony zegarek Nowak wyleciał na zbity pysk i zakończyła się w ten sposób jego błyskotliwa kariera), albo nawet taki pajac jak Jenot, który ponoć nie bierze a bierze. Jest jeszcze paru, parunastu, parudziesięciu innych, ale szczerze mówiąc przy premierze wszyscy oni to raczej detaliści są i drobnica.

No proszę a u Grodzkiego doszukali się szokująco wysokiej niby łapówki w wysokości 500 dolców, tyle że jak się okazuje, ani to nie było w Moskwie, ani tym bardziej na Placu Czerwonym. Kurza ślepota to poważna sprawa, pora iść na emeryturę.

Peace! 🕷

1 komentarz dotyczący “Słowo na niedzielę. Dojni

  1. Gordonowa

    Nikt tak dotąd nie kradł jak oni teraz. Nawet komuniści mieli jakieś hamulce

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.

%d blogerów lubi to: