Wychodzi na to, że polityczna prostytucja jednak popłaca. W zasadzie to nie powinienem być tym zdziwiony, bo każda prostytucja, obojętnie w jakiej formie, to dość intratny zawód, zwłaszcza dla kogoś z odpowiednimi cechami charakteru. Ale to taki niewinny wstęp był, w zasadzie bez związku z zasadniczym tematem.
**
Jak zapewne wiecie, senator PiS Anna Maria Anders nie jest już senatorem. Właśnie zrezygnowała, złożyła mandat, bo będzie jednak ambasadorem. Ponoć jej kandydaturę zaakceptował już włoski prezydent.
Anna Maria w swojej krótkiej karierze na polskiej ziemi, sprawdzała się już w kilku miejscach i wszędzie za przeproszeniem dała dupy (nie w tym sensie w jakim zapewne myślicie, bo nie ten wiek i nie ten już temperament). Była więc i ministrem od męczeństwa i sekretarzem stanu w KPRM i wreszcie pełnomocnikiem premiera do spraw tak zwanego dialogu międzynarodowego i wszędzie to samo: chuj, pizda, dupa, kamieni kupa.
Nie wiem więc co w sumie o tym myśleć.
To znaczy zastanawiam się (1) kto jest aż takim debilem, żeby robić z tego czegoś ambasadora i to jeszcze w dość istotnym z polskiego punktu widzenia europejskim kraju. Polskę w tej Europie dostatecznie już kompromituje całkiem sporo grono wariatów i kretynów, także w stopniu ambasadora, więc nie widzę żadnego powodu, potrzeby nie widzę, żeby towarzystwo to dodatkowo jeszcze wzmacniać.
Ale być może jest też tak, że (2) pozbyto się jej, korzystając z pierwszej lepszej okazji. To taka stara sztuczka: jak się chcesz kogoś pozbyć a za bardzo nie możesz, to go awansuj i wyślij gdzieś daleko, mogą być i Włochy. Więc taki wariat również trzeba brać poważnie pod uwagę.
**
Wniosek z tego wszystkiego jest taki, że pani Andersowa nie dlatego została ambasadorem, że – jak sama zapewniała – mieszkała długo w Rzymie i zna język włoski – tylko dlatego, że mieli jej tu po kokardę, a nawet dziurki w nosie i przy pierwszej nadarzającej się okazji elegancko wysłali ją w kosmos. W Rzymie niewiasta ta dużo nie naszkudzi, bo po pierwsze jej nie dadzą, każą się skupiać na herbatkach, kawkach i poobiednich ciasteczkach z przyjaciółkami, a po drugie realną polityką zajmą się nacjonaliści od Kaczyńskiego w porozumieniu z faszystami od Salviniego. Koniec kropka.
**
Napiszmy teraz wprost, to co jest do napisania, bez niepotrzebnego owijania w bawełnę, banalnie i nieco tylko spłycając problem: wedle moje skromnej opinii, ta pani z Polską ma w sumie niewiele wspólnego. Z naszym krajem łączy ją tylko fakt, że jej mamusia, artystka wodewilowa II kategorii (Ukrainka Jarosewycz wcześniej Yarosevych), zasadziła się na tatusia, prominentnego co by nie mówić polskiego generała, rozbiła mu małżeństwo i natychmiast zaciążyła. Tatuś zaś dał się na to złapać niczym mysz na stęchły ser, bo pies na baby był to generał generalnie i na widok babiego tyłka (a mamusia miała ów całkiem do rzeczy) natychmiast ślina mu ciekła strumieniami. No i tak to w dużym skrócie wygląda. Ale to się podoba oczywiście tym wszystkim pisowskim obrońcom polskości i rodziny. Apel do wyborców z Podlasia: na kolana kurwa wasza mać i przepraszać!
Żegnając Annę Marię – oby przyjeżdżała tu jak najrzadziej – trzeba uczciwie przyznać, że była osobą dużo cwańszą od powiedzmy takiego Kuchcińskiego, choć z drugiej strony nie powinno to szczególnie dziwić, bo być cwańszym i mądrzejszym od Kuchty to żaden wyczyn. Ona zamiast krępujących i podejrzanych lotów HAED wybierała zawsze klasę biznes. Prawdopodobnie kosztowało to skarb państwa nie mniej niż loty Kuchty, ale chociaż nie wzbudzało aż tylu niezdrowych sensacji.
Optymiści twierdzą, że po 13 października pani ambasador Anna Maria Anders, będzie mogła składać listy uwierzytelniające w republice San Eskobar. To prawdopodobne. Tam co prawda mówią po hiszpańsku, ale pani ambasador hiszpański zna, bo od kilku lat jada hiszpańskie krewetki. Da radę! (R)

POLECANE:
W zasadzie to nie Andersowa, a raczej Andersówna…
PolubieniePolubienie
w zasadzie…
PolubieniePolubienie