HISTORIA

Jenot z Lisem w jednym stali domu

Kończąc marcowy sezon na wyklętych, kończymy go z przytupem, wywołując do tablicy najwybitniejszych potomków najwybitniejszych wyklętych jakich nosiła umęczona wielokrotnymi okupacjami ziemia polska. Panie i Panowie gościem naszego brukowca jest wnuczę wyklęte Dominik Tarczyński, pseudonim konspiracyjny „Jenot”.

WYWIAD BYŁ DŁUGI

Dla waszego dobra, oraz komfortu, pozwolę sobie nie tyle go skrócić, co streścić, najkrócej jak to możliwe, a w zasadzie to wybrałem dwa czy trzy w miarę zabawne kawałki.

Tarczyński: „Walka Żołnierzy Wyklętych była potrzebna i niezbędna, bo to dzięki ich ofierze życia mamy wolną Polskę”. Czyli ta wolna Polska – jeśli chwytam tyleż ulotną co i przyciężką myśl Tarczyńskiego – którą dzisiaj nam się jawi w całej swej pojebanej dość krasie, to zasługa przede wszystkim pana „Ognia”, „Kurasia”, „Burego” a być może także „Lisa”, czyli dziadka obywatela Jenota. Szanowny dziadek związany był z NSZ, a przecież wiadomo, że żadna organizacja nie walczyła tak zacięcie o wolność Polski i z takim oddaniem, jak właśnie NSZ i żadna też nie broniła i chroniła Żydów tak jak oni chronili. W Yad Vashem aż roi się od nazwisk byłych NSZetowców, choć akurat dziadka „Lisa” tam nie uświadczysz, co jest o tyle dziwne, że wedle słów wnuczka uratował on ich coś ponad setkę.

Tak na marginesie, gdyby ktoś z was niechcący zupełnie natknął się na będącą w aktach IPN notatkę, z której wynika że dziadek „Lis” czyli Albiński „współpracował z Niemcami, należał do organizacji, która współpracowała i pomagała hitlerowcom w ustalaniu, wyszukiwaniu ukrywających się Żydów przed ich zagładą i egzekucją” i że zdarzało się że „widziano go często z policją niemiecką na terenie Bełżyc”, to niechaj w to nie wierzy. To dokument, który ktoś nieudolnie spreparował, by zdyskredytować bohatera i ośmieszyć jego potomka.

IDŹMY DALEJ Z TYMI WYKLĘTYMI

Otóż poseł Tarczyński oświadcza, że jeśli ktoś tyka wyklętych jak niektórzy nieprzyjaźnie tykają, to nie może jednak liczyć na jakąś jego ripostę, bo on jest ponad tym wszystkim. On tych szubrawców ignoruje, bo „oni nie są godni tego, aby wnuk Żołnierza Wyklętego poświęcał im uwagę. To jest poziom dna i coś, co w debacie publicznej nie powinno mieć miejsca”. I dalej całkiem trzeźwo moim zdaniem dodaje, że nie będzie im odpowiadał na zaczepki, bo nie chce na historii swojego dziadka i Żołnierzy Wyklętych robić polityki.

To rzeczywiście dobra decyzja, gdyż w świetle tej wspomnianej nieco wyżej notatki z archiwów IPN, robienie kariery na tego typu chyba dość kontrowersyjnym bohaterstwie przodka, wydaje się wysoce ryzykowne delikatnie mówiąc i nie używając wulgaryzmów. Panie pośle Traczyński, słusznie pan prawi: „Prawda jest zawsze niebezpieczna dla tych, którzy budowali i próbują budować narrację polityczną na kłamstwie”. Bo jak łatwo zauważyć, odgrzewany przez was poppatriotów z takim trudem i mozołem mit tamtych leśnych trolli, wywołał efektu zupełnie pewnie niezamierzony, kompromitujący całą ideę wyklętyzmu. Obnażono bowiem zbrodnie waszych bohaterów i historie, o których od dziesięcioleci już się nie mówiło, bo zwyczajnie w świecie przyschły i poszły w zapomnienie.

Ale wasz ów trud spowodował, że zbrodnie „Ogniów”, „Burych” i „Ponurych” odżyły na nowo i zyskał nowy wymiar. Efekt: nikt normalny raczej nie traktuje ich jak bohaterów. Poza wami oczywiście.

POSEŁ TARCZYŃSKI SŁUSZNIE MÓWI

„Dziś obowiązkiem wszystkich, tych, którzy kochają Polskę”, jest przypominanie o tym – i tu już mój wtręt – ile złego wyklęci zrobili wtedy Polakom, sprawcami ilu krzywd byli. Zgoda, wielu z nich potraktowano strasznie, ale określona akcja, zawsze rodzi określoną reakcję, niestety zazwyczaj opresyjnie adekwatną.

I dalej jeszcze Tarczyński (ostatecznie dajmy mu się wygadać):

„Zgadzam się z premierem Jarosławem Kaczyńskim, kiedy mówił trzy lata temu, że dwie kadencje to za mało, aby wszystko naprawić, aby uporządkować wszystkie sprawy. Po tylu latach walki z obozem patriotycznym potrzebujemy minimum trzech kadencji i o ten czas będziemy prosić podczas najbliższej kampanii wyborczej”.

No niestety, mam wrażenie graniczące z pewnością, że i dziesięć waszych kadencji tu nie pomoże. Nie da się zrobić bohaterów z tak wątpliwego materiału!

NA KONIEC TYTUŁEM OBNIŻENIA CIŚNIENIA

lub też jego podniesienia, co za chwilę się okaże. Zastanawia mnie niezmiennie ów ciąg do przypisywania sobie za wszelką cenę jakiegoś dobrze ustawionego patriotycznie. Koniecznie powstańca (choć to akurat coraz mniej modne), lub właśnie wyklętego (niesłychanie modne), jakiegoś rodzinnego Lisa, Wilka albo Dzika.

Czując się zażenowanym, moralnie niedowartościowanym, niekażonym pozytywną bohaterszczyzną, chciałbym teraz nadrobić braki, zwłaszcza w temacie walki z rosyjskim najeźdźcą,  i wyraźnie przeto oświadczam, że robię oto historyczny coming out. Mój dziadek po ojcu Rudolf a po pseudonimie „Rolf”, też był wyklętym (dokładnie już nie pamiętam przez kogo), też tuż po wojnie walczył o godność i niepodległość, krwawo i śmiertelnie zmagał się z sowieckim najeźdźcą na Pomorzu. W piątym batalionie Werwolfu, operującym w okolicach Köslin. Nie znam dalszych jego losów, bo do tej pory nie wrócił do domu. Wiem, że to wszystko nieprawda, wymyślona na kolanie biografia, pic na wodę fotomontaż, ale jakże jest wielu, którzy w to uwierzą. I oto chodzi, tak buduje się życiorysy, bezkarnie tunniguje bohaterstwo. Durny naród i tak wszystko kupi.

No co może tak być, podoba wam się ta historyjka? (R)

12 komentarzy dotyczących “Jenot z Lisem w jednym stali domu

  1. Anonim

    Tak się sklada że spod Bełżyc pochodzę i znam czasy okupacji z opowiadań mojego ojca i coś niecoś zapamiętałam. Na miejscu Tarczyńskiego nie wyciągałabym historii dziadka na wierzch bo mogłoby się zdarzyć że ktoś mógłby mu o tej działalności niejedno opowiedzieć. Nie wszyscy pomarli lub zginęli, pozostali ich potomkowie i oprócz opowieści także dokumenty. Pamietam jak ojciec opowiadał mi o takich co to żydów ukrywali ale dopóki ci mieli czym płacić a potem wydawali ich Niemcom i o takich co z narażeniem własnego życia ukrywali ich nie tylko przed Niemcami ale i przed Polakami, i o takich co to ze zwyklej obawy o własne dzieci nie chcieli udzielać schronienia. Pamiętam opowieści o tych niby wyklętych , którzy potrafili z chorej kobiety ostatnią pierzynę zedrzeć a dzieciom grozili rozstrzelaniem i o takich co wywlekali z domu mężczyzn a potem zanim ich zabili znęcali się nad nimi . I o takich co naprawdę walczyli z okupantem jak mogli. Słowem nie było ani biało ani czarno.

    Polubienie

  2. „Ponurego” bym do tego nie mieszał. Stawianie go w jednym szeregu z „Burym” i „Ogniem” jest głęboko niesprawiedliwe. I nieprawdziwe.

    Polubienie

    • Pułkownik Cathcart

      Był takim samym skurwielem jak oni wszyscy

      Polubienie

      • josarian

        „Niestety” nie był. Był w AK. a nie NSZ czy w Brygadzie Świętokrzyskiej. Walczył z Niemcami. I przez nich został zabity. To wszystko i więcej można przeczytać. Chyba że nie chodzi o tego „Ponurego” Piwnika.

        Polubienie

      • wiesiek

        Pułkownik Cathcart
        O tego ci chodzi? Tego masz na myśli? To wpierw przeczytaj Pozdrówcie Góry świętokrzyskie”
        „Opowieść Cezarego Chlebowskiego o Janie Piwniku „Ponurym” i jego żołnierzach. Major „Ponury” to postać legendarna – cichociemny, dowódca II odcinka „Wachlarza”, potem dowódca zgrupowania partyzanckiego Armii Krajowej w rejonie Gór Świętokrzyskich oraz szef Kedywu okręgu radomsko-kieleckiego AK, a w 1944 roku dowódca oddziału wchodzącego w skład Nadniemeńskiego Zgrupowania Partyzanckiego AK, kawaler Orderu Virtuti Militari

        Polubienie

  3. Brokoz

    Kupuję „wyklętyzm”.Świetne!

    Polubienie

  4. wiesiek

    Nie dziwi nic.
    Wystarczy dalszy ciąg.Wystarczy przyjrzeć się co krewni potomni „wyklętych” na tym ugrali
    a/rodziny dotychczas wskazywane palcem przez świadków poszkodowanych a niedobitych, dziś piersi wypinają i domagają sie zaszczytów,przeprosin i orderów no i koniecznie pomnika.Tak było z Ogniem i jego rodziną.
    b/ szybko skladaja wnioski sadowe o „należne” im odszkodowanie i to w kwotach nie małych.Tak było w przypadku rodziny Ognia czy Burego.
    I o to tu biega.O nic innego.

    Polubienie

  5. Wolny i niezawisły sąd w III RP orzekł, że palenie żywcem ludzi i mordowanie bezbronnych przez „Burego ” było walką o wolność Polski. Nie można go więc strącać z piedestału.

    Polubienie

  6. Sobiepan Sobiepan

    J.S. !!! Dnia 19 stycznia 1945 roku Leopold Okulicki (ps”.Niedźwiadek”) wydał swój ostatni rozkaz do dowódców o likwidacji i demobilizacji Armii Krajowej. I co w tym „rozkazie” czytamy ? Otóż napisał m.innymi tak :
    „….Starajcie się być przewodnikami Narodu i realizatorami niepodległego Państwa Polskiego. W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą”. Czyli dał przyzwolenie na absolutną samowolę „dowódców” Czyli co ? Demobilizujemy się, ale wy działajcie nadal – każdy na „własną rękę”. Głupszego rozkazu wydać nie było można ! Przecież w Europie a być może – w tym czasie – i na ŚWIECIE, Armia Czerwona była najsilniejszą armią świata. Po Jałcie i Poczdamie – wiadomo było jak Wielka Trójka podzieliła sobie świat i „sfery wpływów”. Wiadomo też było, że nikt tego zmienić nie mógł – przynajmniej w tych czasach. Co, wobec tego mogła zdziałać „garstka” ludzi ze zdemobilizowanej Armii Krajowej ? Absolutnie nic !!! Podobnie było z wydaniem rozkazu o Powstaniu Warszawskim – wiadomo było, że takimi siłami Armia Krajowa Powstania nie „wygra”. A jednak rozkaz wydano – w jego wyniku zginęło kilkaset tysięcy ludzi a Warszawę zamieniono w największe gruzowisko w Europie. Czy na tym polega „patriotyzm” ?

    Polubienie

  7. wiesiek

    „Głupszego rozkazu wydać nie było można ”
    Tu sie nie zgadzam Sobiepanie. Bo w tamtym czasie i nastrojach tudzież fali aresztowań nie można było inaczej
    Byla wojna, a człowiek z bronią zachowuje sie rożnie i rożnie reaguje.Wypacza sie jego charakter,morale i zasady .Człowieczeństwo nawet.Znam przykłady gdy złapani z bronią w reku bandyci dostawali „propozycje nie do odrzucenia”Przystępujecie do nas my będziemy was kontrolowali.nadzorowali i pilnowali.Albo kula w łeb.Macie tylko taki wybór.I ci wcieleni do oddziału mając dowódców walczyli tak iż byli odznaczani nie tylko KW ale VM.
    Znam /albo raczej znalem/ takich dowódców którzy powiadali.Byli w moim oddziale tacy ze po wojnie należało im dać KW a potem natychmiast rozstrzelać.Wojna demoralizuje a nie uczy.Byli w lasach ci ideowi i były”psy wojny” I ci dali się we znaki nawet swoim.Najlepszy dowód iż 99,9 % z nich zostało zdradzonych,wydanych do UB przez własnych krewnych,współmieszkańców ,rodaków.
    Powtarzam .Byla wojna i to wojna domowa.A wsypanie wszystkich do jednego wora.Jak to robi pis,jest kolosalnym błędem,i politycznym oszustwem.Bo nie zważają juz nawet na akta IPN wyroki sadowe/bo to za komuny/ale nawet na świadectwa uczestników i świadków tamtych wydarzeń .Bo ci skrzywdzeni i niedobici jeszcze żyją i dają świadectwo prawdzie.Gdy na Podhalu budowano pomnik Ogniowi protestowali gdzie mogli Polacy i Słowacy.Wywalali ich z zebrań,zakrzykiwano ,zabraniano mówić.Pomnik powstał w Zakopanem Lech Kaczyński go „namaścił”I dziś „pilnują go”2 kamery monitoringu miejskiego/a pewno gdzieś ukryty Policjant.
    Pozdrawiam cieplutko./szkoda ze zwiałeś z „Refleksji o 60 tce”

    Polubienie

  8. Sobiepan Sobiepan

    wiesiek !!! Ależ masz prawo nie zgadzać się ze mną we wszystkim – także w komentowaniu niektórych zdarzeń historycznych. Każdy widzi – to co widzi – na swój sposób. Dlatego wszyscy ludzie różnią się od siebie genami. Jest ciekawiej ale niekoniecznie mądrzej. Carl von Clausewitz – znany niemiecki „uczony” od strategii wojennej twierdził, że można wygrać każda wojnę, jeżeli ma się przynajmniej 51% przewagi nad przeciwnikiem. Brzmi to dość logicznie, ale nie posłuchali się go dwaj słynni „kaprale” – Napoleon i Hitler i dostali nieprawdopodobny „łomot” – od Ruskich. Leopold Okulicki też się „nie posłuchał” – rezultaty tego znasz, to nie będę pisał ! Jeżeli idzie o „strategię wojenną” to zawsze polecam „Przygody dobrego wojaka Szwejka” – Jarosława Haszka (Jaroslav Hasek) – w czeskim oryginale „Osudy dobreho vojaka Svejka za svetove walky”. Genialna książka przetłumaczona bodaj na 57 języków. Kiedy bywałem w Pradze, a bywałem dość często – zawsze odwiedzałem „Szwejkową” knajpę „U Kalicha” – przy „vybornym svetlym Plznenskim” i „gusih jaterkach” można było łatwo przyswoić zasady „szwejkowej” strategii. Polecam – gdyby co, czy co !
    I tak na koniec – Czesi powiadają – „…valka je pokracowanim polityky s poużytim jinyh prostredkov”
    ( wojna jest kontynuowaniem polityki z użyciem innych środków) Otóż to – i trzeba te środki mieć, inaczej – „dupa blada”, jak powiadają zwykli żołnierze !
    Dziękuję za „cieplutkie pozdrowienia” i też pozdrawiam !!!. A w „Refleksjach po 60” przestałem komentować, bo tam też okrutnie się „rządził” pewien „starszy sierżant”. Odtąd – obok kaprali, nie znoszę także starszych sierżantów. Bywa !

    Polubienie

  9. Sobiepan Sobiepan

    Errata : ma być …”Osudy dobreho vojaka Svejka za svetove valky” – oczywiście z czeskimi znakami diaktrycznymi (hackami), których nie mam w swojej klawiaturze. Ukazał się też II tom tej książki – napisany przez Josefa Marka w 1992 roku, „Osudy vojaka Svejka po druhe svetove valce” – ale to raczej nieudana podróbka. W Sanoku i w Przemyślu mądrzy tamtejsi mieszczanie postawili „pomniki – ławki” Szwejkowi – całkiem udane, nie to co postawił pan Błaszczak na 100-lecie niepodległości i nikt ich nie pilnuje ani nie „monitoruje” – można usiąść. A w Bielsku Białej istnieje fajna „Szwejkowa” knajpka – też „podróbka”, ale piwo i gęsie wątróbki maja niezłe. Zajrzyj !

    Polubienie

twój komentarz:

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.