Jarosław Kurski, czyli ten właściwy a nie ten skundlony, w dowodzonej przez siebie Wyborczej pisze:
„Istotą obywatelskiego sprzeciwu jest świadomy, pokojowy protest wobec obowiązującego niesprawiedliwego prawa. Protest, podejmowany ze świadomością konsekwencji w postaci kar i szykan ze strony państwa, z gotowością do ich poniesienia. Frasyniuk nie uznaje prawomocności władzy, która narusza prawa obywateli do zgromadzeń, znosi niezależność sądów i łamie konstytucję”.
I dalej apeluje:
„…jeden Frasyniuk to za mało. Polsce trzeba tysięcy Frasyniuków, którzy ze świadomością ryzyka podążą drogą obywatelskiego nieposłuszeństwa, którzy – jak mówił Stefan Kisielewski – „nie będą urządzać się w dupie”, ale otwarcie będą się domagać poszanowania prawa i wolności.”
Niezależnie od dobrych chęci i wielkości różowych okularów, Polska niezmiennie od lat, a nawet od wieków jest ostoją antysemitów i koniunkturalistów. Co istotne, jest ich znacznie więcej, niż owe 40%, czyli wynikający z sondaży elektorat Kaczafiego. Dzięki nim dziś kacza banda rządzi.
Banalna prawda jest taka, że wymienić ów układ i gnijący w oparach absurdu rząd, można tylko poprzez demokratyczne wybory, lub oddolną rewolucję na którą się jednak nie zanosi.
Bo żeby zrobić tę rewolucję, to trzeba właśnie owych tysięcy Frasyniuków o których tak ładnie pisze Kurski. Nie widać ich za bardzo na horyzoncie.
Śmiem twierdzić, że dziś wolą większości jest tkwienie w tych oparach nazizmu, rasizmu i tumiwisizmu, jarmarcznego poppatriotyzmu i kabaretowego katolicyzmu na pokaz. Owa większość nadal chce się podniecać coraz bardziej chorymi rojeniami Macierewicza, oraz inwestycjami w coraz to nowe, coraz brzydsze i głupsze monumenty Wielkiego Brata, stawiane na oślep, pod wiatr i wbrew zdrowemu rozsądkowi. I powiedzcie mi, czy w tym syfie widać gdzieś Frasyniuków?
Ci młodzi, którzy powinni od pokolenia prawdziwego Frasyniuka przejąć pałeczkę, albo zbrunatnieli i intelektualnie są mniej więcej na poziomie gówna które wydalają, zaś ci jeszcze nie zarażeni, za moment również ulegną wirusowi paranoi. Mądrzy i poukładani dawno już z tego psychiatryka wyjechali.
Obserwując życie z pozycji kultowej stołecznej kawiarni, widzę tych młodych facetów, jak siedzą właśnie nad latte, lub w fotelu u kosmetyczki, lub też w Arkadii przymierzają zajebiste rurki, robiąc sobie z biodra selfika. Oni bezdyskusyjnie „urządzają się w dupie” i zapewnie smród za bardzo im nie przeszkadza. Oni z Kulsonami nie będą się po ulicach ganiać, nie będą rzucać kamieniami, bo im się dżinsy zabrudzą i najki brzydko poprzycierają.
Ich rodzice, też urządzają się już na całego w dupie, bo dochodzą do przekonania, że atmosfera atmosferą a fetor fetorem, ale chociaż ciepło jest i bezpiecznie. Oczywiście pewnie pójdą na wybory i może nawet zagłosują na jakąś opozycję (na jaką, to się dopiero okażę), ale bez przekonania, a w zasadzie z przekonaniem, że reżim Kaczafiego wszystko przeinaczy, wypaczy, przenicuje i do cna sfałszuje. Po co się z koniem kopać?
Więc w tym sensie niewiele się zmieni, bo dalej będą w ciepłej i bezpiecznej dupie, tylko nieco ciemniejszej. Summa summarum, nie widzę coś Drogi Panie Jarosławie szans na więcej tych Frasyniuków. Brak jakiegokolwiek zielonego światełka w tej dupie.
Niestety – to jest prawda, obserwowalna na każdym kroku i codziennie.
PolubieniePolubienie
Sam się poniekąd urządzam w tej dupie wraz z całą czeredą innych kozich bobków. Od 29ciu lat tak się urządzam, „partycypując” w życiu polityczno-wyborczym tego „kraju”. Czuję się więc niejako współodpowiedzialny za panoszenie się tej knajacko-dewocyjnej mentalności, którą legitymuje się, i którą upowszechnia cała postsolidarnościowa „wadza”. Sytuacja obecna i ta z lat 2005-2007, to oczywiście nie zwykła kolej rzeczy, ale przypadek kliniczny. Jednostka chorobowa o której już tyle powiedziano, że chyba nie warto do tego wracać. Nie jestem jednak masochistą i nie będę się przesadnie biczował. Jasne, że zdarzało mi się głosować w przeszłości na Udecję, na komucha w wyborach prezydęckich (jeszcze jeden debilny urząd mający łechtać ego polaka szaraka. „A co nie stać nas kurwa na Prezydęta?”), na platfusów, na palikota-kmiota żyjącego przykazaniami pundita hinduskiego i kaszą gryczaną i wreszcie na zdziecinniałych, rozkapryszonych i dotkniętych przerzutami postintelektu marksistowskiego hipsterów z Osobno, ale to jednak nie ja jestem winny całemu „niedostosowaniu” intelektualnemu elit rządzących. To jednak to bydło nie dorosło do urzędu i wymogów politycznych współczesnego świata. Te tak zwane elity, czy może raczej znienawidzony przez ziemkiewiczowskokształtnych niedorozwojów establishment postsolidarnościowy hodował pieczołowicie i z lubością tego karła protonazistowskiego, który realizuje teraz swoje starczo-infantyle ambicje polegające na kompensowaniu i odreagowywwaniu krzywd realnie zaistniałych z powodu nikczemnej kaczej postury i tych całkiem urojonych. Jak sięgam pamięcią wstecz zawsze miałem doczynienia z decyzjami „dostosowanymi do ograniczeń i realiów sytuacji politycznej” – czytaj z urządzaniem naszej wspólnej narodowej dupy na sposób sielski i przytulny. Przynajmniej dla co poniektórych. Przed oczami przesuwają mi się nazwiska luminarzy naszych jakże słusznych przemian wolnościowych, którzy dupę zawsze z dumą nosili w miejscu głowy. Mazowiecki, który nigdy nie przepuścił okazji do „dziejowego zadośćuczynienia” naszemu kościółkowi narodowemu (co nie uchroniło go od ciągłych podejrzeń o skłonność do nadużywania czosnku), Samsonowicz, który wbrew konstytucji, siłą rozporządzenia ministerialnego wpuścił zarazę indoktrynacji religijnej do szkół. Kretyna Stelmachowskiego wymachującego lagą. Dziewicę watykańsko-konsystorską Suchocką. Szefa trybunału konstytucyjnego niejakiego Zolla, który podtarł sobie dupę wnioskiem obywatelskim o liberalizację przepisów antyaborcyjnych, który wsparła ogromna w stosunku do rozmiarów tumiwisizmu w społeczeństwie liczba półtora miliona głosów obywateli tego kraju. Z drugiej flanki wyznawcy ortodoksji parareligijnej wyszkoleni przez Chicago boys. Grupa niedoruchanych wariatów na czele z Paulo Coelho polskiej ekonomii, która za punkt kaprawego honoru przyjęła sobie zniszczenie wszystkiego co miało charakter państwowego bądź spółdzielczego prawa własności. Pogrążając dużą część polskiego przemysłu w ruinie a niezmierzone rzesze ludzi mieszkających na wsi w biedzie i alkoholizmie. Posuwając się nawet do majstrowania u fundamentów prawa i odbierając przywileje emerytalne i pracownicze nabyte w przeszłości. Jak to się ma do wrzasków kierowanych w stronę kaczafistów, którzy łamią przepisy ustawy zasadniczej? Balcerowicz uzyskał absolucję, bo chodził w dobrze skrojonych garniturach, gadał po angielsku a w młodości biegał na długich dystansach? Czy może dlatego, że był nasz? Z tego samego gniazda niedoruchanych intelektualnie debili zachłyśniętych neoliberalizmem wywodzili się krętacze w rodzaju Tuska, Lewandowskiego czy Merkela. Po drodze „rząd” wąchacza butaprenu Olszewskiego na czele z tropiącym agenturę w jego własnej radzie ministrów Antkiem Policmajstrem (i w osobie imć Leszka Moczulskiego bliskiego aparycją twarzową i mentalną Maciorze). Na stolcu prezydĘta ten co to umniał muchę złapać w odróżnieniu od Mazowieckiego. Jak był debilem tak został. Tyle, że udawadnianie mu tego po latach jest nieeleganckie zważywszy, że wszyscy zawsze wiedzieli, że to osoba kaleka w sensie kognitywnym. Jednak zdaniem Kaczaszwili nie jest to działanie nieeleganckie, bo wzmiankowany sam się zachował wobec niego i jego nadgniłej pamięci brata nielegancko wypierdalając ich na zbity ryj z kancelarii. Po drodze nierządy cyborga i rubasznego ministranta co to się na Ercharda mimo łysej pały stylizował. Przeżyliśmy też rządy tatusia miernej aktorki, który w uznaniu zasług na polu nauk inżynieryjno-chemicznych został prorektorem akademii polonijnej w Dupowie i po dziś dzień wspiera progresję naukową na forum komisyjno-adoracyjno-portfelowym. To jeden z tych „myślicieli” którzy nie pozwalali kaczyzmowi zdechnąć w mysiej dziurze i promowali go na salonach. W tym przypadku na salonie ministerstwa sprawiedliwości. Jego rząd wspierał piękny Maryjan o którego urodzie po dziś dzień krążą legendy pośród pensjonarek. Oraz o tym, że wspierał go z takim zapałem z tylnego siedzenia, że omal go nie rozpierdolił. Potem nastał czas „wielkiej smuty”. Rządy majtka okrętowego z Bielika, co to serce miał po lewej stronie ale portfel trzymał zawsze w prawej, żeby nie tracić nigdy okazji dania na tacę. Specjalista od bon motów, który nigdy nie kończy. Moim marzeniem było żeby ktoś skończył za niego i dlatego zagłosowałem na tego starozakonnego czerwonobrodego miłośnika Derridy i Mao. Potem przyszła afera Rywina ukręcona przez bohatera walk narodowowyzwoleńczych i chrześcijańskiego socjaldemokratę siedzącego na stolcu redaktora pewnej coraz mniej poczytnej gazetki. Jej skutkiem był dwuletni pomór. Pamięć ludzka a raczej polska jest krótka i przez osiem kolejnych lat mieliśmy do czynienia z polityką kochania, cudów, ciepłej wody w kranie (deklarowanej a nie dostarczanej) i hodowania gnoma przez najwytrawniejszego krętacza III Rzeczpospolitej Żałosnej i na półzawodowego czyściciela kominów, który podkulił w końcu ogon i spierdolił „robić” politykę w wymiarze paneuropejskim. Po co wydziwiam próbując przypomnieć wydarzenia z przeszłości? Chcę podkreślić tym samym, że powiedzenie cudaka „polskość to nienormalność” było aktualne bez przerwy przez ostatnie 29 lat. Dzięki między innymi takim jak on.
PolubieniePolubienie
Jak słusznie piszesz, choćbyśmy się zesrali, to i tak wybierzemy podobnych do wybranych w przeszłości. Tu innych nie ma.
PolubieniePolubienie
I po co to pseudointelektualne i mało zabawne wypracowanie? Wszyscy wiedzą, że tak było, ale po co obrażać ludzi, którzy zrobili nieco więcej niż tylko gapili się w tv i pstrykali pilotem siedząc na kanapie. A Hal, zdaje się, tylko pierdział w kanapę i teraz żółć mu się na mózg rzuciła. Od bezruchu i bezmyślenia. Zwojami, Halu, też trzeba umieć poruszać, od starych zgrzybiałych pierdzieli jest to wręcz oczekiwane.
PolubieniePolubienie
Zawsze się znajdzie idiota, który musi wtrącić swoje trzy grosze. No cóż. Prawa genetyki populacyjnej. I prawo idioty do zabrania głosu. Wolter bardzo się obnosił z deklaratywną gotowością umierania za prawo do głosu dla durniów. Ja za to prawo nie zamierzam umierać, ale z prawami przyrody dyskutować nie będę.
To że są to wynurzenia o charakterze pseudointelektualnym to oczywista oczywistość. Nigdy nie miałem wątpliwości, że jeśli jakiś ze mnie intelektualista, to tylko z prefixem „pseudo”. To jednak, że zaszła jakaś reakcja chemiczna i potencjał czynnościowy w obwodach neuronalnych przeszedł u kogoś w tryb „oburzenie”, to znaczy że te mało zabawne wypracowanie w dupę kole. I dobrze.
Przeżywałem swoje życie, w tym młodość niekoniecznie na kanapie. Raczej „na dworze” albo „na polu” jakby powiedzieli w Galicji. Telewizora nigdy nie oglądałem w nadmiarze. Od półtora roku nie włączyłem go na sekundę i prawdę mówiąc wypierdoliłbym go na śmietnik, gdyby nie obecność innych członków rodziny w domu. Jeszcze może troszku w ramach małej ekskulpacji. Jestem czterdziestoparoletnim pierdzielem, który nigdy nie unikał wysiłku fizycznego, co przejawia się zdolnością do ukręcenia łba każdemu, który życzyłby sobie przetestować moją pierdzielowatość. Jeśli chodzi natomiast o poruszanie „zwojami” to bez kozery (jak mawiała Pelagia) powiem, że całe moje życie branżowe, czy zawodowe (czy może pseudozawodowe jak chcieliby inni) polega na poruszaniu nimi w rejestrach nieosiągalnych dla prawdopodobnie 99% procent populacji tej rzygawicznej planetki (wliczając w ten odsetek szanownego Andrzejka).
Od ludzi władzy natomiast można i powinno oczekiwać się nieco więcej niż tylko tego żeby „zrobili nieco więcej niż tylko gapili się w tv i pstrykali pilotem siedząc na kanapie”. Usprawiedliwianie ich indolencji jest nie tylko żałosne. Jest na tyle skurwysyńskie, że powinno się za to w mordę lać – jak mawiał klasyk.
PolubieniePolubienie
„Testować” twoją „pierdzielowatość”?
A co tu jest do testowania? Przecież już ją pokazałeś, w obu wpisach.
Pierdzielowaty wkurw, to i pierdzielowate niby-przemyślenia.
To dobrze, że jesteś umięśniony. Popracuj jeszcze nad resztą.
PolubieniePolubienie
A teraz proszę wybaczyć mojej niedopracowanej reszcie. Późno już i, jak to zwykle z pierdzielami, bywa nie mam przyjemności, więc pożegnam się z Szanownym Państwem życzliwym, bogobojnym i staropolskim: Up yours you inbred cocksucking piece of dogshit.
PolubieniePolubienie