ŻYCIE

Wypadki których być może nie było!

W sprawie tych dwóch wypadków, zawinionych przez ekipę Szmacierewicza, oraz przez ekipę Szydło, jak na razie nie ma zasadniczego przełomu. Wszystko razem sprawia nawet wrażenie, że za chwile dowiemy się, że żadnych wypadków nie było, a jeśli ktoś twierdzi inaczej, to powtarza bzdury wymyślone przez media, które za wszelką cenę chcą dopiec ekipie dobrej zmiany. W każdym razie nie byłbym zdziwiony takim obrotem sprawy. To, że ekipy śledcze mataczą to jestem wręcz przekonany.

I tak, jeśli chodzi o ten krasz z udziałem Szydłowej, to dalej nie wiemy co z tą prędkością i dlaczego utajnione odczyty z rejestratora Audi nie zostały jeszcze odtajnione. Przecieki mówiły o przynajmniej 90 km na godzinę, ale inne przecieki coś wspominały, że wskazówka Audi zatrzymała się na przynajmniej 120 na godzinę. W terenie zabudowanym to ciut za dużo, a nawet bardzo za dużo. Nie wiemy też jakie konsekwencje poniósł borowik kierujący Audi, bo zeznając przed prokuratorem zaklinał się, iż posuwał co najwyżej te marne acz przepisowe 50 kilosów na godzinę, a nigdy zaś tyle o ile go podejrzewamy.

To świadome i celowe wprowadzanie organów śledczych w błąd, to składanie fałszywych zeznań, za co zwykły Kowalski już by miał na maksa przejebane.

No i wreszcie pytam, co z tymi nowymi, cudownie odnalezionymi świadkami wypadku, których nagle pojawiło się coś koło dziesięciu. Z pod ziemi wprost wyrośli. Dlaczego ich i ich zeznania, niczym dane z komputera Audi, też utajniono? Dlaczego nie dopuszczono do przesłuchań obrońcy kierowcy Fiata, ciągle jeszcze, ewidentnie na wyrost uznanego za sprawce całego zamieszania. Czy prawdą jest, że ci „świadkowie” to zwykła ustawka, a utajnione „przesłuchania” to żadne tam przysłuchania, tylko nauka na pamięć treści „zeznań”, pod czujnym okiem prokuratora. Mają mówić na spowiedzi, że:

„auta jechały cuś około pięćdziesięciu, wolniutko, wolniutko… A ten Sebastian panie prokuratorze to pijak i rozrabiaka. Ile on latarni juz skasował…”

i oczywiście

„światła migały na całego, cała dyskoteka panie prokuratorze, a syreny wyły tak, że wprost ogłuchnąć było można. Natomiast wypadku to ja tam żadnego nie widziałem. Przejechali, pojechali, nic się nie stało, a pani premier to nawet zza szyby nam pomachała… Cała tą aferę to jak nic ktuś wymyślił, żeby zaszkodzić, oczernić…”

No, w każdym razie na bank idzie to w kierunku, że nie było prawdopodobnie żadnego wypadku, a jedynie pijany i naćpany kierowca Fiata (w aucie znajdą po ponownym przeszukaniu źdźbła marihuany i ślady amfetaminy),  będąc w stanie pomroczności nadział się na drzewo. Tak będzie!

No i jeszcze ta szarża Szmacierewicza na autostradzie…

Tu też jakoś wszystko układa się pod gorę i pod wiatr, a im dalej od wydarzenia, tym de facto mniej wiemy.
Po pierwsze nie wiemy, czy ów kierujący ministerialną beemą pan Kaziu (Bartosik) był na bani, czy może jednak na trzeźwo prowadził. Sądząc po fantazji z jaką jechał, no i że uciekł z miejsca wypadku, podejrzenia są uzasadnione. Oczywistych dowodów jednak brak, bo odpowiedni ludzie zadbali o to, żeby Kazia przebadać dopiero w kilka godziny po karambolu. Ponoć był trzeźwy (plotki mówią, że w ciszy gabinetu krew pobrano od towarzyszącego mu żandarma).

Niezastąpiony pan Kaziu Bartosik

Po drugie dowiadujemy się teraz, że – uwaga – „prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa ws. podżegania przez Antoniego Macierewicza do szybkiej jazdy…”, bo takiego podżegania po prostu nie było. W sukurs prokuraturze niewątpliwie przyszedł pan Kaziu, który wszystko wziął na swoją klatę. On pędził, zaś minister nie nalegał i nic nie wymuszał i niczego nie był świadom, bo akurat przeglądał w skupieniu najnowszy numer „Playboya”, którego ponoć pasjami uwielbia.

Były już żandarm i borowiec, którzy całkiem nie tak dawno rozstali się ze służbą, prywatnie zeznają coś zupełnie innego.

Popędzanie kierowców, wrzeszczenie na nich, zmuszanie ich do szaleńczej jazdy, samobójczego wręcz łamania przepisów, to standardowe zachowanie pana Szmacierewicza. Gość ma ponoć na tym tle jakąś obsesję, co absolutnie nie dziwi, bo to człowiek zbudowany tylko z obsesji.  

Ale wcale nie lepsi są innych członków elity nowej władzy, nie wyłączając jak widać Szydło, oraz niemiłościwie nam panującego prezydenta, który na narty zawsze zapierdala ile fabryka daje („żeby mu motłoch stoku nie rozjeździł”).

Zastanawia też ciągłe dręczenie innych uczestników i świadków karambolu, że niby dlaczego akurat o tej porze byli w tym miejscu, gdzie jechali i w jakim celu, kogo wieźli i kim ten ktoś był, dlaczego jechali pasem środkowym a nie prawym wolnym, no i czy ich auto aby na pewno było sprawne, bo jeśli było niesprawne, to stanowiło poważne zagrożenie dla innych uczestników ruchu. No i co? Powiecie mi, że niby to śledztwo to nie jest na niby? A w ogóle, czy był jakiś wypadek?

3 komentarze dotyczące “Wypadki których być może nie było!

  1. Sprawa wypadku pani szydło została naukowo wyjaśniona:

    Polubienie

  2. Stanisław

    Często zastanawiałem się, czy tak bujnie pokazywany ” katolicyzm „, czy takie publiczne afiszowanie się z ” wiarą ” – musi być tożsame z bezczelnym kłamstwem. To co wyprawia kacza ” wadza ” mówi samo za siebie! MUSI!
    Ten młody chłopak niczemu nie zawinił. Póki są jeszcze niezależne sądy, wierzę, że tak orzekną!
    Stanisław

    Polubienie

  3. Stanisław

    Ucieczka macierewicza ze Smoleńska, po zjedzeniu bezpłatnego obiadu, nie była jednorazowym aktem tchórzostwa! Wypadek drogowy i „oddalenie się „, z miejsca wypadku, pozwala wysnuć wniosek, że ten człowieczek tak ma!
    Każdy trafiłby do aresztu, a przynajmniej natychmiast – na prokuratorskie przesłuchanie. Każdy, co nie znaczy, że macierewicz…To jest właśnie : wolskie prawo!
    A ten jego kierowca/ pan Kazimierz/, to też dziwna postać. Zważywszy, że był zaufanym jednego z generałów, współtwórców stanu wojennego…
    Stanisław

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.

%d blogerów lubi to: