Do sensacyjnego ponoć wydarzenia doszło wedle relacji szczujek w warszawskim teatrze Polonia. Ponoć „grupka osób”, ponoć „wygwizdała” Macieja Stuhra. Ponoć gwizdy były odwetem za nieprawomyślne zachowania aktora, który nie dość, że nie wierzy w obsesje Macierewicza & Przyjaciół, to jeszcze ma czelność z obsesji tych publicznie żartować. Ponoć też gwiżdżąc, grupa prawych i patriotycznie zorientowanych obywateli, dała słuszną nauczkę wichrzycielowi, bluźniercy i defloratorowi świętości.
Zostańmy dalej przy słowo „ponoć”.
Otóż ponoć, jak zeznają świadkowie w tym i pani Janda, grupa ponoć kilku osób, to był de facto jeden mocno starszy pan i na dodatek ponoć w stanie zaburzonej równowagi, niekoniecznie psychicznej, choć tej pewnie też. Ponoć też ta „grupa osób” w postaci jednego mającego problemy z równowagą pana, opuściła spektakl nie z własnej nieprzymuszonej woli, tylko z woli i z dyskretną pomocą panów od ochrony. Ponoć tak było, tak słyszałem i tak wyczytałem.
Ponoć też na Placu Czerwonym kradną samochody, acz nie w Moskwie tylko w Warszawie, nie na Placu Czerwonym tylko na Placu Szembeka i nie samochody tylko rowery (ponoć na polecenie Waszczykowskiego).
Poza tym Maciek Stuhr, to małe miki i niegodny aplauzu naśladowca, bowiem niezmiennie od lat prawie sześciu żarty z katastrofy smoleńskiej to specjalność Macierewicza. I tym razem wcale nie ponoć.